Właśnie wyjeżdżaliśmy z mężem do pracy, kiedy przyszła moja mama. Wyjaśniła zaistniałą sytuację i powiedziała, że nie było to zaplanowane. Wzruszyłam ramionami, mój mąż zmarszczył brwi. Milczał chwilę, a później powiedział coś takiego, że obie z mamą aż usiadłyśmy. Zupełnie się tego nie spodziewałyśmy.
Mój mąż i ja jesteśmy nastawieni na karierę. Dla nas ważne jest, aby odnieść sukces w swoim zawodzie. Na szczęście pracujemy w różnych dziedzinach, więc nie konkurujemy ze sobą, a wręcz przeciwnie, dzielimy się ze sobą problemami, wspieramy się nawzajem, udzielamy porad, ponieważ spojrzenie z zewnątrz czasami daje pełniejszy obraz.
Osiągnęliśmy już pewne sukcesy, ale to jeszcze nie jest limit naszych możliwości. Nasze mamy wzdychały zawsze, że przy takim podejściu do życia nigdy się nie zdecydujemy na dzieci. Wieczne spotkania, nowe projekty, podróże służbowe, wieczorne pisanie raportów. Zawsze jakieś pilne sprawy, których w żaden sposób nie można przesunąć ani przekazać komuś innemu.
Planowaliśmy dzieci ale nadal nie mogliśmy wybrać odpowiedniego czasu. Głównie dlatego, że nie było mnie stać na urlop macierzyński i wypadnięcie z obiegu w pracy. Przypadek jednak chciał, że pewnego dnia okazało się, że zaszłam w nieplanowaną ciążę. Zdecydowaliśmy, że jeśli nie teraz, to już nigdy.
Nasze mamy rozpaczały, że nigdy nie damy im wnuka, a tu dostały taką radosną nowinę. Dręczyły mnie wątpliwości, jak uda mi się połączyć pracę i wychowanie dziecka. Nie wszystkie sprawy uda mi się załatwić przez telefon, niekiedy będzie potrzebna moja osobista obecność w biurze. Ale moja mama mnie uspokoiła.
– Przypilnuję wnuka, gdy trochę podrośnie. A przez około cztery miesiące bez ciebie w pracy, nic się nie zawali.
Cztery miesiące to też dla mnie długi czas ale i tak się ucieszyłam. Teściowa mieszkała w innym mieście i nie mogła nam pomóc, na szczęście moja mama jest tutaj, pod bokiem. I nie muszę zatrudniać niani, rozważałam również tę opcję, a fakt, że babcia będzie siedzieć z wnukiem, budził nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Na początku tak było.
Z mężem od razu ustaliliśmy, że mama dostanie od nas pieniądze, ponieważ i tak zatrudnilibyśmy nianię. A przy niej będziemy spokojni o dziecko, mama natomiast będzie miała dodatkowo trochę grosza. Ponadto bez wątpienia nasze dziecko będzie miało doskonałą opiekę. Mąż zgodził się z moją propozycją bez gadania, uznając ją za logiczną.
Z pracy odeszłam trzy dni przed pojawieniem się dziecka, wróciłam po czterech miesiącach. Przez cały czas urlopu macierzyńskiego siedziałam na telefonie, okresowo wykonując część pracy zdalnie. Mama, która przyszła mi pomóc, tylko potrząsnęła głową. Jej zdaniem młoda matka powinna w całości oddać się wychowywaniu dziecka.
W końcu nadszedł czas, kiedy w pełni wróciłam do pracy, a moja matka została w domu z dzieckiem. Świetnie sobie z nim radziła, żadnych kłopotów nie było przez całe pół roku. Ale ostatnio nieoczekiwanie pojawiła się nieprzyjemna scena, którą wywołał mój mąż. Zupełnie nie spodziewałam się po nim takiego zachowania.
Mam siostrę, która ma pięcioletnie dziecko. Zwykle chodzi do przedszkola, jednak tego dnia zajęcia zostały odwołane i dzieci musiały zostać w domach. Siostra nie mogła wziąć wolnego z pracy na ten dzień i poprosiła matkę, żeby przypilnowała drugiego wnuka.
Mama zdecydowała, że poradzi sobie z przypilnowaniem dwójki dzieci i zabrała do nas starszego wnuka. Właśnie wyjeżdżaliśmy z mężem do pracy, kiedy przyszła mama. Wyjaśniła sytuację i powiedziała, że nie było to zaplanowane. Wzruszyłam ramionami, mój mąż zmarszczył brwi.
– Płacę ci, mamo, żebyś zajmowała się naszym dzieckiem, a nie urządzała u nas w domu przedszkole. A jeśli dzieci się nie dogadają? Wyprowadź chłopca.- nakazał.
Zupełnie się tego nie spodziewałyśmy. Oczy zrobiły nam się okrągłe.
– Czyli traktujesz mnie jak opiekunkę własnego wnuka? – zapytała mama ciężkim głosem.
Mąż niepewnie wzruszył ramionami, a mama tylko spojrzała na mnie z urazą, zabrała starszego wnuka i wyszła. Tego dnia pracowałam zdalnie, a wieczorem poważnie rozmawiałam z mężem. Uderzyło mnie to, jak w ogóle mogło mu przyjść do głowy, żeby powiedzieć mamie coś takiego. Ale mąż nie rozumiał mojego oburzenia.
– A co jest nie tak? Wykonuje pracę i dostaje za nią pieniądze, które ja jej płacę. Wątpię, czy byłaby w stanie równie dobrze opiekować się dwójką dzieci w różnym wieku. Dlatego powiedziałem to, co powiedziałem – mąż obstawał przy swoim.
Wyjaśniłam mu sto razy, co dokładnie jest nie tak, ale do niego to nie dotarło. Od tygodnia pracuję zdalnie, cierpliwość przełożonych dobiega końca, a mama nie odbiera telefonu, nie chce ze mną rozmawiać.
Mąż uważa, że nie powiedział nic złego. Twierdzi, że jest dobrym ojcem, który dba o swoje dziecko, dlatego miał prawo tak zareagować na zaistniałą sytuację. Płaci i wymaga. A ja płaczę.