Postanowiliśmy z mężem wyjechać na wakacje i zostawiliśmy psa u mojej mamy. Kiedy wróciliśmy, dowiedzieliśmy się, że oddała zwierzę do schroniska. Ledwo udało mi się go odzyskać, od tamtej pory nie mam kontaktu z mamą.
Wyszłam za mąż pięć lat temu. Nie mamy dzieci, ponieważ planowaliśmy spłacić kredyt hipoteczny i nacieszyć się wolnym i beztroskim życiem. Nie spieszymy się i na spokojnie rozwiązujemy wszystkie nasze problemy. Mamy ze sobą świetne relacje, ponieważ szanujemy się nawzajem.
Moja teściowa dobrze przyjęła nasz pomysł ,że chcemy się na razie wstrzymać z dziećmi i jestem jej za to wdzięczna, ale moja mama tego nie rozumie i zawsze nam to wypomina. Uważa, że rodzina bez dzieci – to nie jest rodzina. Jaki w ogóle był sens brać ślub, jeśli nie chce się mieć dziecka? Mama narzekała przez te pięć lat naszego małżeństwa, nie może się przyzwyczaić do tej decyzji. Zasugerowała nawet, żebyśmy zamieszkali z nią, zapomnieli o hipotece i zdecydowali się na dziecko, ale odrzuciliśmy jej propozycję.
Stwierdziliśmy kiedyś, że spełnimy jedno ze swoich marzeń i weźmiemy psa ze schroniska. Moja mama jak się o tym dowiedziała to nie mogła tego przeżyć i miała złamane serce. Uważała, że kudłaty potwór jest nosicielem chorób i jest bezużyteczny, nawet nie próbowałam zmieniać jej zdania, nie było sensu. Myślała, że nigdy nie będziemy mieć dzieci z powodu psa, a przecież jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
– Lepiej byś zrobiła, jakbyś adoptowała dziecko, zamiast brać zapchlonego kundla ze schroniska” – krzyczała w moim kierunku.
Z czasem jednak matka pogodziła się z tym i wydawało się nawet, że zakochała się w zwierzaku, dlatego postanowiliśmy zostawić z nią Azora na czas naszej nieobecności, zwłaszcza, że nie mieliśmy pieniędzy na wymyślne wakacje, a chcieliśmy pojechać nad morze na kilka dni.
Moja mama chętnie zgodziła się zaopiekować zwierzakiem, więc nie spodziewałam się po niej takich niespodzianek. Opowiedziałam jej szczegółowo jak ma się opiekować psem, zostawiłam wszystkie potrzebne dla niego rzeczy i wyjechaliśmy.
Kiedy wróciliśmy po podróży do domu, psa już nie było. Myśleliśmy, że mama zabrała go na spacer, ale nie było ani miski, ani jedzenia. Zaczęłam dzwonić do matki i pytać, gdzie jest Azor. Długo zaprzeczała, po czym przyznała się, że oddała psa do schroniska.
– Co, zrobiłam coś źle? Może w końcu urodzisz dziecko? – skomentowała swoją akcję.
Wolontariusze w schronisku nie chcieli oddać psa, ponieważ moja mama powiedziała im, że nie opiekujemy się dobrze zwierzęciem. Mój mąż powiedział prawdę, bo nie było innego wyjścia. Pokazaliśmy im nawet rachunki za jedzenie i usługi weterynaryjne. W każdym razie po długich rozmowach, uwierzyli nam na słowo i oddali Azora, ale ostrzegli, że będą nas odwiedzać i sprawdzać warunki życia psa.
Od tamtej pory nie utrzymujemy z matką kontaktu, nie mogę jej wybaczyć tego, co zrobiła.