Wyobraź sobie, że w takim letnim, lipcowym upale trafiłam do szpitala! – 25-letnia Karina jest oburzona – Pierwszy w życiu poszłam do szpitala. To było przerażające, ale potem się przyzwyczaiłam, bo na szczęście lekarze są uprzejmi, doświadczeni i karmią tutaj stosunkowo dobrze. Pielęgniarki także są uważne i pomocne… Przez pierwsze dni leżałam sama na całym oddziale znudzona i miałam nadzieję, że niebawem kogoś przydzielą do mojej sali.
– Czy tak się stało?
Oczywiście. W mojej sali zaczęła leżeć Wiktoria, bizneswoman. Weszła ubrana w damski garnitur, z laptopem, telefonem w ręku i w okularach na nosie, nie ma jeszcze 30-stki. Najpierw się zdenerwowałam, że moją sąsiadką będzie taka kobieta. Jak się okazało, to dawno już była po 40-stce, ale mimo tego wieku chciała urodzić jeszcze raz, ponieważ jej pierwsze dziecko kończy już szkołę. Ma dobrego męża, który trochę do niej nie pasuje, zarówno do stylu jej życia, jak i drogich ubrań, czy nawet naprawdę drogiego samochodu.
– Czym to się objawia?
– Przede wszystkim w tym, że każdy z nich żyje za swoje pieniądze, nie mają domowego budżetu. Na początku niczego nie rozumiałam. Dopiero potem usłyszałam, jak mówi mężowi co ma jej kupić i wysyła mu na to pieniądze. Na początku myślałam, że może nie dzwoni do niego ale do swojej matki albo przyjaciółki, ale nie, nie jestem głucha! Rozmawiała dokładnie z nim i kiedy go o coś prosiła, to zawsze przekazywała pieniądze niezbędne na zakup tych rzeczy. Wyjaśniła mi, że wszyscy w ich rodzinie żyją za swoje pieniądze, tak się po prostu już dogadali.
W ciągu kilku tygodni spędzonych obok siebie młode matki zaprzyjaźniły się ze sobą. Helena mówiła o pierwszym porodzie, dzieliła się wrażeniami z Kariną o swojej córce, mężu oraz urlopie macierzyńskim.
Kiedy po raz pierwszy urodziła jej związek z mężem prawie się rozpadł, myśleli już wtedy nawet o rozwodzie!
– Nie chciał mi dawać pieniędzy na życie, na szczęście dostawała trochę pieniędzy w ramach urlopu macierzyńskiego – podzieliła się tym sekretem Helena z nową przyjaciółką – Kiedy córka skończyła 1,5 roku musiałam na nowo zacząć pracę, a moja matka przeszła na emeryturę, ponieważ ktoś musiał zająć się dzieckiem. Od tego czasu nasz budżet został podzielony. Mam na szczęście bardzo dobre wynagrodzenie i taki obrót sprawy nawet bardziej mi się opłaca. Mąż nie ma nic wspólnego z moimi zarobkami, więc nie rości sobie do nich pretensji, a ja do jego zarobków. Dzięki temu od dawna jest między nami dobrze.
– A jeśli chodzi o wspólne potrzeby?
– Wszystko jest osobne i każdy ma własne wydatki.
– Słuchaj, ale jak to jest np. z mieszkaniem, kto za nie płaci? Kto robi zakupy spożywcze? A jeśli dziecko zachoruje i trzeba kupić mu leki, to kto za to płaci? Albo co z zakupem sprzętu AGD?
Karina zaczęła ją o wszystko pytać, ponieważ była po prostu ciekawa. Helena uśmiechnęła się i powiedziała, że jej oraz jej dziecku niczego nie brakuje.
– Mieszkanie jest moje bo je odziedziczyłam, więc remont zrobiłam za swoje pieniądze i także je sama opłacam. Jedzenie dla siebie i dla córki kupuję także ja. Męża prawie nigdy nie ma w domu i jada w restauracjach. Dzieckiem w ciągu dnia opiekuje się moja matka i to jej daję pieniądze na wszelkie doraźne wydatki. Kiedy wyjeżdżamy z małżonkiem na wakacjach to każdy z nas płaci za siebie, a za dziecko płacimy na zmianę. W restauracjach z kolei prosimy o podzielenie rachunku na pół.
Po co jej w ogóle w takim przypadku mąż? On ma własne wydatki. Sam sobie płaci za jedzenie, sam kupuje ubrania i płaci za samochód, który akurat kupili razem, ale to on go użytkuje i tylko w przypadku rozwodu podzielą go na pół, chociaż Helena powiedziała, że nie potrzebuje tego samochodu, jego pieniędzy też nie. Jej zarobki zdecydowanie jsą wystarczające… Chociaż ja osobiście nie wiem, jak można żyć w takim związku – mówi swojej siostrze Karina – Niby wszystko jest dobrze, on ciągle do niej dzwoni i pyta, jak się czuje, martwi się o nią i pyta ciągle o nowonarodzone dziecko, przywozi jej jedzenie, ale to wszystko na jej koszt…
– I nie bała się takiemu mężowi kolejnego dziecka rodzić?
– Powiedziała, że urodziła dla siebie, a nie dla niego. W pracy obiecują jej awans i sporo pieniędzy, poza tym już do urlopu macierzyńskiego odłożyła sporą sumkę, więc na pewno sobie poradzi. Jej matka jest już w wieku, w którym będzie miała trudności z poradzeniem sobie z dwójką dzieci, więc zdaje sobie sprawę z tego, że niebawem będzie musiała skorzystać z usług niani, dlatego tym lepiej, że niebawem czeka ją awans.
– Nigdy wcześniej nie spotkałam takich rodzin.
– Ja też ale ona w ogóle nie uważa, że to coś złego! – powiedziała Karina – Powiedziałam jej, że jestem zszokowana takim stanem rzeczy ale ona uznała, że w dzisiejszych czasach tak po prostu się zdarza i że wiele osób tak żyje, poza tym kiedy budżet jest wspólny i trzeba wyliczać co do grosza, kto komu jest winny – to dość żenujące. Cóż, ja i mój małżonek tak robimy, a dla niej to żenujące, bo według niej normalni ludzie dzielą wydatki.
Czy uważasz, że to normalne, kiedy od swojego partnera bądź partnerki nie możesz oczekiwać żadnej pomocy finansowej? Jeśli chcesz dziecka, to najpierw musisz po prostu usiąść, wszystko przeliczyć, przemyśleć i skonsultować się ze swoimi rodzicami, a jeśli masz odłożone pieniądze, to dopiero wtedy będziesz mogła bezpiecznie urodzić i utrzymać siebie i dziecko bez pomocy męża.
Wydaje im się, że taka rodzina jest dziwnie urządzona i źle to wszystko wygląda.
Jak myślicie, czy to dobrze mieć podzielony budżet?