– Czekaj, Denis jest już duży, wkrótce sam się odseparuje od ojca. A wtedy Darek cały swój czas poświęci Krzyśkowi.
Inicjatywa powiększenia naszej rodziny pochodziła od męża. Chciałam kiedyś mieć dziecko ale nie od razu po ślubie. Planowałam dać sobie na to około pięciu lat. Mój mąż był starszy ode mnie o siedem lat i miał już jedno dziecko, syna z poprzedniego małżeństwa. Moje życie dopiero się zaczynało, kiedy poznałam Darka i postanowiliśmy założyć rodzinę, byłam świeżo po skończeniu szkoły.
Kiedy się oświadczył, Darek przyznał, że oprócz mnie bardzo kocha swojego syna z pierwszego małżeństwa i pragnie, by nasz ślub nie wpłynął na jego relacje z synem. Zapewniłam go wtedy, że nigdy nie będę przeszkadzać w ich spotkaniach i chętnie poznam chłopca, aby również w jakiś sposób uczestniczyć w jego życiu.
Darek był zachwycony i dodał, że marzy o naszym wspólnym dziecku. Jego marzenie było również moim marzeniem, jednak nie w najbliższej przyszłości. Chciałam przez kilka lat poświęcić się pracy, zrobić karierę. Jasno dałam mu wtedy do zrozumienia, że jego marzenie może się spełnić dopiero za kilka lat.
Po ślubie do nalegań męża do zajścia w ciążę przyłączyła się jego matka. Była przekonana, że im szybciej urodzę, tym lepiej. Dlaczego lepiej i dla kogo lepiej, nie wyjaśniła, ale ciągle mi wbijała do głowy, że lepiej. Jej nalegania nasilały się zwłaszcza w dniach, które były dniami „trudnymi” dla kobiet.
Stopniowo zaczęli mnie „osaczać”. Teściowa i mąż wciągnęli w tą rozgrywkę również moją matkę. Wszystkie spotkania z krewnymi sprowadzały się do rozmowy o ciąży. W końcu poddałam się i ku wielkiej radości męża, matki i teściowej oczekiwałam dziecka.
Na dziecko czekałam bez stresu. Zrobiłam test, spotkałam się z lekarzem prowadzącym, który po jakimś czasie oświadczył, że moja ciąża jest bezproblemowa i nie wymaga jego interwencji. Wszystko przebiegało spokojnie i bez dodatkowych problemów, dlatego moje wizyty w ulekarza były coraz rzadsze a pod koniec ciąży spotkaliśmy się tylko kilka razy.
W końcu nadszedł długo wyczekiwany przez wszystkich moment i urodziłam syna. Wzięłam urlop macierzyński i się zaczęło: nieprzespane noce, masa ograniczeń, wieczne zmęczenie…ale tylko dla mnie. U męża nic się nie zmieniło. Jedyne, co zauważyłam, to to, że zaczął zwracać większą uwagę na swojego starszego syna.
Tak, mąż czasami wychodził na spacer z wózkiem, biegał do sklepu po pieluchy, ale nie miał prawdzie ojcowskiego stosunku do naszego dziecka.
— Jeszcze się nie przyzwyczaił – usprawiedliwiała go mama. – pewnie się pogubił między dwójką dzieci. Z Denisem może pograć w piłkę czy pójść na ryby, Krzysiu go jeszcze nawet nie rozpoznaje…
Oczywiście, że Krzysiu miał problemy z rozpoznawaniem ojca, skoro miał z nim styczność tylko na spacerach, kiedy spał, albo przez chwilę go widział w przerwie między karmieniami.
Potem musiałam słuchać, jak teściowa z nadzieją mówi:
– Czekaj, Denis jest już duży, wkrótce sam się odseparuje od ojca. A wtedy Darek cały swój czas poświęci Krzyśkowi.
Próbowałam porozmawiać z mężem, wyjaśnić mu, że nie podoba mi się tak nieproporcjonalny podział uwagi pomiędzy dwoma synami. Darek natychmiast przypomniał mi o obietnicy, w której miałam nie utrudniać jego kontaktów z Denisem. Wtedy oświadczyłam, że mam świetne rozwiązanie problemu – musimy się rozwieść a wtedy on będzie musiał chodzić do synów na zmianę.
Teraz mój związek z Darkiem znacznie się ochłodził, choć mąż regularnie zajmuje się Krzysiem, podkreślając,że poświęca uwagę młodszemu synowi. Odnoszę jednak wrażenie, że to wszystko jest na pokaz. Nie podoba mi się to, po co te występy? Chęć spędzania czasu z dziećmi powinna być naturalna, a nie grana.
Mam nadzieję, że mąż ponownie rozważy swoje zachowanie, zrozumie mnie i nie podzieli dzieci na „starsze” i „młodsze”.