-Mam dość tego, że przyjeżdżasz do nas w każdy weekend!

Być może trafiłeś na taki rodzaj ludzi, którzy uważają, że cały świat kręci się wokół nich i nie przyjmują do wiadomości, że ktoś może mieć swoje sprawy. Brat mojego męża z całą rodziną przyjeżdżali do nas co weekend. Rodzina brata składa się z niego samego, jego żony, dwójki dzieci i brata żony. Pięć osób! Cały ten harem zwalał nam się na głowę, a nawet nie pytali, czy przypadkiem nie mamy jakichś innych planów.

Ta farsa trwała prawie rok i miałam tego serdecznie dość. Naprawdę lubię gości, ale tylko w granicach rozsądku. Przy nich okazywało się, że nie mogę nawet zająć się swoimi sprawami lub przynajmniej po ciężkim tygodniu pracy w ciszy odpocząć.

Zamiast odpoczynku musiałam przez cały weekend ślęczeć przy garach, zabawiać gości, organizować im pościel i ręczniki, a po ich wyjeździe robić górę prania. Za każdym razem zastanawiałam się, czy oni zdają sobie sprawę że przyjeżdżając bez zaproszenia, postępują nieprzyzwoicie, mimo że jesteśmy rodziną. Może nie reagowałabym tak gwałtownie, gdyby te przyjazdy były rzadkie. Ale oni przyjeżdżali do nas co najmniej trzy razy w miesiącu. Mój mąż i ja nigdy nie zachowywaliśmy się w ten sposób w stosunku do innych krewnych. Może powinniśmy kilka razy odwiedzić brata, aby na własnej skórze się przekonał, ile wysiłku kosztują takie wizyty. Poprosiłam męża, aby w końcu coś im powiedział, ale on bał się, że ich urazi. A może mu pasowała ta sytuacja? Cóż, musiałam wziąć sprawy w swoje ręce.

Na początku przestałam ścielić łóżka, gdy rodzina przyjeżdżała. A potem całkowicie przestałam gotować w weekendy, więc goście musieli zjeść wszystko, co pozostało z piątku. A jeśli obiad się skończył? Cóż, bez jedzenia też mogą się obejść.

Pewnego dnia krewni usiedli przy stole, czekając na kolację i rzucając pytające spojrzenia w moją stronę. Powiedziałam, że dziś nie ma nic do jedzenia, a jeśli są głodni, to mogą coś zamówić. Po prostu wypili herbatę i poszli spać.

Poza tym przestałam sprzątać całe mieszkanie przed każdym ich przybyciem. Kiedyś szwagierka poskarżyła się, że białe skarpetki jej córki z jakiegoś powodu stały się szare. Odpowiedziałam, że po prostu nie miałam czasu na mycie podłóg, ale jeśli zależy jej na czystości w moim mieszkaniu, zawsze może poprawić tę sytuację własnoręcznie – wiadro i mop są w łazience. Więcej nie odezwała się na ten temat.

Ale najważniejszą zmianą było to, że przestałam stawiać siebie na drugim planie. Przestałam zmieniać całe swoje życie, bo przyjechali do nas goście. Przecież mam prawo mieć swoje sprawy i znajomych. Kiedy przyjeżdżali, spędzałam z nimi chwilę, a potem przepraszałam i wychodziłam. Jeśli mąż ma ochotę, niech zabawia swoją rodzinę. A gdy akurat nie miałam planów, specjalnie organizowałam duże sprzątanie, żeby spędzić z gośćmi jak najmniej czasu.

Aż w końcu pewnego razu brat powiedział do mojego męża: „wydaje mi się, że przyjechaliśmy nie w czas.” Czyżby? Od tamtego czasu ci goście przyjeżdżają do nas tylko po wcześniejszym uprzedzeniu, znacznie rzadziej i bez noclegu.

Czy zdarzyła ci się taka sytuacja? Jakie znalazłeś z niej wyjście?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *