Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jesteśmy normalną rodziną bez większych problemów. Żyliśmy szczęśliwie z mężem i córkami.
Powiem szczerze, pewnego dnia moja córka zaczęła przybierać na wadze, ale nie zwracałam na to uwagi. Wydawało mi się, że to normalne. W końcu Wiktoria dużo się uczyła, chodziła na dodatkowe zajęcia po lekcjach i wracała do domu późno wieczorem, a potem nadrabiała jedzenie za cały dzień.
Ale pewnego dnia zauważyłam, że jej brzuch zaczął się zaokrąglać. Zapytałam, czy nie chce mi o czymś powiedzieć. Wiktoria zaczęła szlochać. Okazało się, że jest już w siódmym miesiącu ciąży. Wyobraź to sobie. Siódmym!
Później dowiedziałam się, że spodziewa się dziecka z chłopakiem, którego zna od dłuższego czasu. Pochodził z rodziny o niskich dochodach, ale był dość popularny w szkole. Dziecko było jego. Ale Wiktoria stanowczo zdecydowała, że nigdy się o tym nie dowie, bo rzucił ją i zdradził z jej przyjaciółką.
Oczywiście moja córka nie poszła do lekarza na badanie USG. Dziecinnie miała nadzieję, że to samo minie. Naiwna…
Następnego dnia poszliśmy do lekarza. Ginekolog zbadał córkę i skierował ją na badanie. Wyniki otrzymaliśmy dzień później. Okazało się, że istnieje duże ryzyko poważnych wad u dziecka.
Moja córka dzielnie to przyjęła i zapewniła, że to jej życie – jeśli siła wyższa uznała, że musi tak być, to urodzi takie dziecko i wychowa je z miłością.
Mój mąż i ja nie wiedzieliśmy, jak postąpić. Z jednej strony był to nasz przyszły wnuk lub wnuczka, z drugiej strony to dziecko będzie niepełnosprawne, a z trzeciej – Wiktoria jest nieletnia, musi skupić się na nauce, aby dostać się na medycynę.
Nie wiedzieliśmy, jak potoczy się nasze życie. Ale wiedzieliśmy, że nasza córka nie ustąpi. Podjęliśmy więc decyzję, że zaadoptujemy dziecko, aby Wiktoria miała lepszy start w przyszłość. Początkowo była przeciwna, ale mimo to się zgodziła.
Nadszedł dzień porodu. Mój mąż szalał z radości. W końcu przez całe życie marzył o synu. Chciał aby jego ród był kontynuowany, a mieliśmy tylko córki.
Chłopiec, a raczej mój wnuk. Nie, nawet nie tak – mój syn – jest bardzo podobny do Wiktorii, a ona jest kopią swojego taty. Jasnowłosa i niebieskooka dziewczyna z pulchnymi policzkami. Czy to nie jest prawdziwe szczęście?
Wika zdała maturę i dostała się na studia na Uniwersytecie Medycznym. Zdecydowała, że chciałaby zostać lekarzem neonatologiem. Miała czas na naukę i opiekę nad dzieckiem.