Mam sześćdziesiąt trzy lata. Od dziesięciu lat z mężem mieszkamy sami w trzypokojowym mieszkaniu. Córka i syn już dawno temu wyprowadzili się na swoje. Wielu przyjaciół, którzy są w tym samym wieku co my są w podobnej sytuacji – ich dzieci wyprowadziły się od nich już jakiś czas temu, a oni zostali sami w dużym mieszkaniu. W takiej sytuacji w głowie pojawia się pytanie: czy może nie lepiej zamienić mieszkanie na mniejsze? W końcu trzy przestronne pokoje dla dwójki emerytów to chyba jednak za dużo.
Po długich namysłach zdecydowaliśmy się na ten krok. Zadzwoniliśmy do pośrednika nieruchomości. Specjalista oszacował nasze mieszkanie na 400 tysięcy złotych. Powiedział, że mogą znaleźć dla nas mieszkanie jedno bądź dwupokojowe za 250-300 tysięcy złotych, resztę różnicy wypłacono by nam w gotówce. W teorii brzmiało to wszystko świetnie, a jak było w rzeczywistości?
Agent nieruchomości wystawił nasze mieszkanie na sprzedaż. Na początku nie byliśmy pewni, czy uda nam się je szybko sprzedać, ale jak się okazało, nasze obawy były niesłuszne, a kupujący znalazł się niemal natychmiast. Umowa musiała zostać sfinalizowana w ciągu dwóch tygodni, dlatego od razu zaczęliśmy szukać wraz z agencją jednopokojowego mieszkania. Bardzo chcieliśmy kupić mieszkanie w nowym budownictwie, jednak kiedy obejrzeliśmy kilka z nich to zdaliśmy sobie sprawę, że jednak takie lokum nam się nie podobają.
W kamienienicy, w której dotąd mieszkaliśmy, kawalerki kosztowały co najmniej 300 tysięcy złotych. Chcieliśmy więc kupić mieszkanie znajdujące się w pobliżu domu naszej córki, ponieważ czasami potrzebuje pomocy przy wnukach wnukach, a jeśli będziemy mieć do nich bliżej, to w każdej chwili będziemy mogli pomóc naszym dzieciom, a potem oni pomogą nam, kiedy będziemy już w podeszłym wieku. Córka mieszka w dobrej dzielnicy i niestety, nieruchomości nie są tam tanie.
Po obejrzeniu pozostałych opcji zdecydowaliśmy się na mieszkanie dwupokojowe kosztujące 360 tysięcy złotych. Jest w dobrym stanie mieszkalnym, ale trzeba będzie dokonać kilku zmian, aby żyło się nam wygodniej. Kuchnię pozostawiliśmy bez zmian, ale wymieniliśmy w niej kuchenkę elektryczną, a w łazience zlew i prysznic.
Musieliśmy także kupić nowe meble. W dodatku agencji nieruchomości za ich pośrednictwo w transakcjach musieliśmy zapłacić 20 tysięcy złotych. W rezultacie z pieniędzy ze sprzedaży mieszkanie nie zostało nam nic.
Plus tej całej sytuacji jest taki, że teraz za czynsz płacimy mniej. Kolejnym atutem są nowe meble, które także dają nam radość. W innym razie pewnie nie widziałabym z tej transakcji żadnych korzyści.