„Chcę ugotować zupę, ale nie mam mięsa. Może się podzielisz?” – bezczelna sąsiadka przekroczyła wszystkie granice
Kiedy przeprowadziliśmy się do własnego mieszkania, to pierwszą osobą, którą spotkaliśmy, była sąsiadka Helena, akurat wracała z dziećmi z przedszkola.
Wtedy była już matką dwóch chłopców oraz dziewczynki i spodziewała się czwartego potomka. Cała rodzina nie była zbyt schludnie ubrana i ogólnie rzecz biorąc widok sąsiadki nie wzbudzał zaufania. Jak dla mnie wyglądała jak osoba skrajnie zmęczona albo jak ofiara długoletniego alkoholizmu, chociaż ciężko mi było dokładnie stwierdzić, jaki był jej problem.
– Cześć! Czy to Wy jesteście naszymi nowymi sąsiadami? Miło mi Was poznać – powiedziała Helena do mnie i do mojego męża.
– Witam, nam również jest bardzo miło – odpowiedziałam patrząc na dzieci, które wchodziły do sąsiedniego mieszkania.
Nic nie było w nich nadzwyczajnego – ot, zwykli sąsiedzi. Pewnego razu postanowiłam zebrać rzeczy, z których wyrósł już mój syn i przekazać je tym, którzy są w ciężkiej sytuacji i najzwyczajniej w świecie potrzebują mojej pomocy.
– To może oddaj je naszej – zaproponował mąż.
– Rzeczywiście. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? W końcu też ma synów, a ja nie będę musiała daleko z tym chodzić i zaoszczędzę sobie dźwigania.
Złapałam siatki z rzeczami i od razu poszłam do sąsiadki. Zadzwoniłam do drzwi – otworzyła mi Helena z rozczochranymi włosami i z lekką opuchlizną na twarzy. Nie zwracałam jednak na to uwagi – być może mieli w domu jakąś okazję do świętowania i dopiero co się obudziła po rozrywkowym wieczorze.
– Hela, robiłam porządki w ciuchach Grzesia i mam tutaj rzeczy, z których wyrósł. Może Twoi synowie będą chcieli w tym chodzić, chcesz może? – i podała jej siatkę.
– Ooo, oczywiście, że będą nosić – Odebrała mi siatkę wyrywając mi ją wręcz z rąk – sama wiesz, ile teraz wszystko kosztuje, poza tym niebawem będzie u nas czwarty dzieciaczek.
– To mam nadzieję, że chłopcom się spodobają, niech się im je dobrze nosi – powiedziałam i wróciłam do mieszkania.
Potem zobaczyłam, że synowie Heleny chodzą w ciuchach po Grzesiu i cieszyłam się, że mogłam pomóc tym, którzy tego naprawdę potrzebowali.
Potem z Grzesiem postanowiliśmy zrobić porządki w jego zabawkach i je posortować. Było ich bardzo dużo, zarówno nowych, którymi się bawi, jak i tych, o których już dawno zapomniał. Po prostu wyrósł z nich i jego zainteresowanie nimi minęło, przez co wszystkie kostki, piramidki i zwykłe samochodziki nie były już dla niego atrakcyjne.
– Grzesiu, może oddamy te zabawki, którymi już się nie bawisz dzieciom z mieszkania obok, co o tym myślisz? – zapytałam syna.
– Dobrze, mam nadzieję, że im się spodobają – Grzesiu zaczął przeglądać wszystkie zabawki i odkładać te, które już go nie interesowały.
W ten sposób udało nam się zebrać całą torbę zabawek. Natychmiast udaliśmy się do sąsiadów. Nasz syn chciał także brać udział w przekazywaniu zabawek dzieciom z sąsiedztwa.
– Helena, przynieśliśmy zabawki dla Twoich dzieci, wszystkie są w bardzo dobrym stanie, po prostu Grzesiowi się już znudziły i nie chce się nimi dłużej bawić – powiedziałam i podałam jej torbę.
Helena tym razem jakoś ostrożnie wzięła torbę z zabawkami, otworzyła ją i przejrzała zawartość.
Potem z jej twarzy zniknął sceptyczny wyraz, ponieważ upewniła się, że wszystko jest w doskonałym stanie. Rozpływając się z radości powiedziała:
– Dzieci będą bardzo zadowolone z nowych zabawek! My nie możemy sobie pozwolić na takie wydatki, ponieważ teraz ceny takich rzeczy są naprawdę wysokie.
Sąsiadka wzięła torbę, a ja z synem wróciliśmy do domu bardzo zadowoleni. Grześ bardzo lubił robić dobre uczynki, a mnie rozpierała z tego powodu ogromna duma.
Potem sąsiadka zaczęła nas często odwiedzać.
Nie byłyśmy przyjaciółkami, ale on mimo to zjawiała się u nas regularnie, chociaż ani razu nie przekroczyła nawet progu mieszkania, bo zawsze przychodziła tylko po prośbie – a to prosiła o chleb, a to o mąkę, zawsze o coś. Niby niespodziewanie zawsze jej się wszystko kończyło i nie chciało jej się iść do sklepu. Jej nieustanne prośby nie były mi na rękę, ale jakoś głupio mi było odmawiać ciężarnej.
I tak po raz kolejny rozległ się dzwonek do drzwi, a na progu czekała Helena. Czego potrzebuje tym razem? Od razu przystąpiła do sprawy, nawet się nie witając:
– Czy miałabyś może kilka kawałków mięsa? Chcę ugotować zupę, ale nie mam mięsa.
Zrobiło mi się nieprzyjemnie, bo nie spodziewałam się takiej bezczelności.
– Mięsa już nie mamy, chociaż została chyba tylko kiełbasa – powiedziałam cicho i niepewnie.
– To nic, kiełbasa też się nada. To daj mi ją – roześmiała się Helena i zajrzała do mieszkania.
Nie zdając sobie sprawy z tego, co robię, dałam jej kawałek kiełbasy, zostawiając tylko mały kawałek dla męża na śniadanie.
Po wszystkim poczułam się już bardzo nieswojo.
Sama jestem sobie winna, bo wyhodowałam na własnej piersi pasożyta. Rano powiedziałam mężowi o wszystkim, śmiał się trochę, ale powiedział, żebym skończyła z moimi dobrymi uczynkami, ponieważ życzliwość nie powinna być ciężarem, więc bezczelnym sąsiadom na pewno już nie należy pomagać.
Faktycznie tak jest, że niektórzy ludzie są tym bardziej bezczelni, im więcej dobrego się dla nich robi, bo przestają to doceniać i domagają się więcej.