Na pewno wszystkie matki mnie zrozumieją. Kiedy dowiedziałam się, że moja córka wychodzi za mąż, byłam wniebowzięta. W końcu takie wydarzenie jest tylko raz w życiu, a ślub córki to jeden z najbardziej wyjątkowych momentów w życiu każdego rodzica. Kiedy poznaliśmy naszego przyszłego zięcia, okazał się być bardzo sympatycznym młodym człowiekiem, ale teściów córki nie od razu polubiliśmy. Jesteśmy ludźmi z różnych światów. Matka mojego zięcia powiedziała, że nie chce sponsorować przyjęcia, bo to „marnowanie pieniędzy i marny sposób na zarobek”. Wiem, że moja córka od dziecka marzyła o białej sukni i wystawnym przyjęciu.
Jak mogę nie spełnić marzenia mojej jedynej córki? Zwłaszcza, że sama nie miałam wymarzonego ślubu i wesela i wiem jak potem ciężko się pogodzić z niespełnionym marzeniem. Przykro mi się robiło zawsze, kiedy oglądałam szczęśliwe panny młode. Poróżniliśmy się z rodzicami narzeczonego córki, po tej rozmowie już więcej się nie widzieliśmy i sami urządziliśmy dzieciom przyjęcie jak z bajki.
Po ślubie zaproponowaliśmy nowożeńcom, że mogą zamieszkać w naszym domu pod Warszawą, który i tak stoi pusty. Młodzi woleli jednak mieszkać bliżej centrum, więc wprowadzili się do rodziców Przemka, naszego zięcia. Teściowa nie dawała żyć Agnieszce, miała obiekcje co do wszystkiego, co robiła moja córka: zupa była zbyt słona, mieszkanie źle posprzątane… Dnie i noce rozmyślałam o losie mojej córci, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Mogłam tylko jej współczuć… W ciągu roku urodził mi się wspaniały wnuk, ale jego dorastanie obserwowaliśmy głównie na zdjęciach, bo teściowa Agi nie życzyła sobie naszych odwiedzin.
Gdy moja córka miała 26 lat, trafiła do szpitala z powodu załamania nerwowego. Do tego stanu doprowadziła ją teściowa. Po tym wydarzeniu postanowiliśmy z mężem zabrać córkę i wnuka do siebie, ale mieszkamy w jednopokojowym mieszkaniu i na dłuższą metę byłoby to dla nas wszystkich bardzo niewygodne. Postanowiliśmy sprzedać nasz dom pod Warszawą i kupić córce mieszkanie w centrum. Myśleliśmy, że rodzice Przemka się dołożą, ale jego matka obrażonym tonem powiedziała, że Przemek ma wystarczająco miejsca w domu rodzinnym i nie potrzebuje mieszkania.
Córka z rodziną spędziła w nowym mieszkaniu tylko sześć lat, a potem rozstała się z mężem, próbowała przez ten czas ratować swoje małżeństwo, ze względu na synka, ale po latach uznała, że nie może dłużej narażać dziecka na ciągłe kłótnie i krzyki. Przemek ubiegł ją i pierwszy złożył pozew rozwodowy. Domagał się połowy mieszkania, na które nie wydał ani złotówki – jego zdaniem, skoro zostało nabyte po ślubie, to mu się należy. Moja córka nie ma już siły się z nim wykłócać, a my chcielibyśmy coś zrobić, ale prawnie ma rację. Nie wiemy jak to rozwiązać.