Chłodne stosunki teściowych do synowych są nader powszechne. Ale dlaczego tak jest? Czy nie prościej byłoby po prostu iść na kompromis i żyć w spokoju? Skoro syn wybrał na żonę właśnie tę konkretną kobietę, to matka powinna ten wybór uszanować. Teściowe często narzekają, że nie są mile widziane na obiedzie lub ogranicza się im kontakty z wnukami… A przecież to właśnie wynik ich podejścia do małżonki ukochanego syna.
Reprezentuję grupę synowych, które uważa się za wszystkiemu winne. Od pierwszego spotkania z teściową czułam, że się nie dogadamy, nie trudno było zauważyć jaka jest zazdrosna o syna, a ja stanowiłam dla niej zagrożenie. Każda kobieta, która choćby uśmiechnęła się do Michała stanowiła dla niej wroga. Moja teściowa pragnęła każdą chwilę spędzać z synem, nie potrafiła bez niego podjąć żadnej decyzji, co bardzo utrudniało nasze małżeńskie życie. Matka Michała nie mogła sama iść na zakupy, zawsze musiał towarzyszyć jej syn, a ona obrastała w piórka, gdy tylko ktoś pomylił go z jej mężem. Nie mogła przeżyć, że Michał po ślubie ze mną nie miał już dla niej tak wiele czasu jak wcześniej.
Według teściowej jestem kiepską panią domu, a ja przecież, mimo pracy na etat, sprzątam, piorę i gotuję. Nawet Michał już nie akceptuje zachowania swojej matki, nie podoba mu się, że ciągle ingeruje w nasze życie. On też marzy o świętym spokoju.
Niestety, kiedy Michał zapomni zadzwonić do matki przynajmniej raz w ciągu dnia, ona wieczorem pojawia się z wizytą – uważa, że syn ma obowiązek każdego dnia interesować się jej zdrowiem i samopoczuciem.
Z natury jestem bardzo cierpliwa, ale po dwóch latach takiej tyrady po prostu miałam dość. Gdy tylko okazało się, że będziemy mieć dziecko, zaproponowałam wyprowadzkę do innego miasta, najlepiej w innym województwie. Michał zgodził się bez zastanowienia i od razu zaczęliśmy szukać mieszkania. Bałam się jak to będzie wychowywać dziecko z dala od rodziny, ale wiedziałam co nas czeka, jeśli zostaniemy blisko teściowej. Nie miałam siły na te wszystkie złote rady i ciągłe przesiadywanie u nas teściowej. No cóż, sama sobie jest winna, gdyby dała nam więcej swobody i ciągle się mnie nie czepiała, miałaby syna i wnuka pod nosem.
Jest wiele prawdy w powiedzeniu, że zanim się stanie teściową, trzeba najpierw być synową – na pewno wyciągnę lekcję dla siebie i nie będę się wtrącać do małżeństwa mojego syna. Przysięgam.