Trzymajcie mnie, bo inaczej nie wiem, co się wydarzy!Naprawdę już nie wiem, co mam robić! Życie w jednym bloku z ciotką męża to jak kara za grzechy. Rozumiem, że to dla niego bliska osoba, która po śmierci matki mu ją zastępowała, ale ileż można!
Jej mieszkanie znajduje się na 6 piętrze, a nasze na 3-cim. Ona mieszka sama, a my nasze lokum zajmujemy we trójkę, która składa się ze mnie, męża i syna. Mąż nalegał, abyśmy nie mieszkali za daleko od jego ciotki i wtedy nie widziałam w tym nic złego. Tłumaczyłam to sobie tak, że przecież nie będziemy mieszkać w tym samym mieszkaniu, a poza tym ona jest już osobą starszą, więc od czasu do czasu nasza pomoc zapewne będzie niezbędna. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, jakie konsekwencje to przyniesie.
Od czasu do czasu całą rodziną wyjeżdżamy poza miasto, najczęściej robimy to w czasie weekendów. Ciotka męża oczywiście ma klucze do naszego mieszkania, ponieważ nalegała, że podczas naszej nieobecności zajmie się kwiatami, aby nie uschły. Teraz jednak myślę, że przychodzi do nas po to, aby wprowadzić swoje porządzki. Po co to robi? Niestety nie wiem, ale coś takiego ma miejsce.
Zrobiła nam już porządki w szafie, segregując ciuchy w dziwny, jasny chyba tylko dla siebie sposób. Nasze skarpetki położyła tuż przy pościel, uprane ciuchy pomieszała z tym gotowymi do prania, które musiała najwidoczniej wyjąć z kosza z nieczystościami, a resztę ciuchów pomieszała z moją bielizną. Zdarza się także, że wrzuca do pralki dopiero co uprane rzeczy. Naczynia i przybory kuchenne po jej wizycie także zmieniają swoje miejsca. Z zabakami syna jest znacznie gorzej, bo ciotka robi bardzo dziwne porządki, które polegają na tym, iż te zabawki, które jej się nie podobają, trafiają po prostu na śmietnik. Zupełnie nie bierze pod uwagę tego, że tym samym może pozbawić syna ulubionej zabawki – liczy sie to, co ona uważa za słuszne. Kwiaty, którymi z kolei tak chętnie miała są zajmować, są przelane i okrutnie przycięte. Ciotka lubi także używać moich kosmetyków i nawet się z tym nie kryje. Nie podoba mi się to, że od jakiegoś czas muszę kupować kosmetyki nie tylko dla siebie, a także dla niej!
Nigdy nawet na nią nie krzyknęłam ani niczego nie zabroniłam. Zawsze zwracam się do niej spokojnie. Dlatego równie spokojnie poprosiłam ją o to, aby nie wchodziła do naszego pokoju, kiedy przychodzi zajmować się kwiatami. Bałam się bardzo wybuchnięcia jakieś awantury, dlatego kiedy wracamy z wycieczek, zwykle dziękuję jej za podlanie kwiatów i na tym koniec. Kiedy chcę porozmawiać o tym z mężem, to zwykle słyszę od niego tylko to, że powinnam ją zrozumieć, zresztą jego też, bo z bliskiej rodziny została mu już tylko ciotka, która ma problemy zdrowotne i nie powinna sie denerwować, więc muszę być cierpliwa. Ciągle mi to powtarza, ale to nie pomaga.
Staram się powstrzymywać, ale to jest po prostu nie do zniesienia! Prosiłam ją już wiele razy, jednak prośby nie pomagają, to co, może krzyk skuteczniej tutaj zadziała? Dobre wychowanie mi jednak na to nie pozwala, nie chcę krzyczeć na starszą osobę, a poza tym boję się, że tym samym rozpętałabym awanturę. Z jednej strony to śmieszna sytuacja, z drugiej bardzo irytująca, dla której wciąż nie mogę znaleźć żadnego rozwiązania…