Z żoną byliśmy naprawdę szczęśliwą parą. Kochaliśmy podróże, więc kiedy tylko mogliśmy, to podróżowaliśmy. Uwielbialiśmy także chodzić do takich miejsc kultury jak teatr, muzeum czy opera, aby delektować się poezją dla uszu i oczu. Kiedy byliśmy już sześć lat po ślubie, uznaliśmy, że to dobry moment na powiększenie naszej rodziny, dlatego postaraliśmy się o dziecku i już dziewięć miesięcy później odwiedzałem moją żonę i nowonarodzone dziecko w szpitalu.
Moja córka dorastała otoczona miłością i troską, ale ciągle martwiliśmy się o jej przyszłość i dorosłe życie. Żona uspokajała mnie mówiąc, że na wszystko przyjdzie czas i że córka na pewno uzyska dobre wykształcenie, pracę, a potem znajdzie wspaniałego mężczyznę, z którym założy rodzinę. Wówczas mimo wszystko ciężko mi było sobie to wyobrazić i nie wierzyłem, że kiedyś zostanę dziadkiem.
Córka skończyła studia, a potem rozpoczęła pracę w międzynarodowej, prestiżowej firmie, w której szybko awansowała, wspinając się po szczeblach kariery. Marta od czasu do czasu spotykała się z jakimiś mężczyznami, ale widać było, że nie spieszy się do małżeństwa. Mieszkała z nami, ponieważ nasz przestronny dom na to pozwalał i nikt nikomu nie wchodził sobie drogę. Dbałam zarówno o nią, jak i o męża, co może było błędem, bo przez to przyzwyczaiłam córkę do wygodnego życia. Zapewne gdyby zamieszkała sama, może poważniej myślałaby o życiu. Kiedyś nawet proponowaliśmy jej, że dołożymy do zakupu mieszkania, ale córka wówczas kategorycznie odmówiła twierdząc, że nie potrzebuje mieszkania, bo sama nie chce mieszkać, a teraz nie ma przecież z kim. Trochę nas to wtedy bawiło, ale teraz widzę, że to nie było nic zabawnego. Później do tematu zakupu nieruchomości już nie wracaliśmy.
Gdy córka skończyła 33 lata, żona zmarła na raka. Wówczas zarówno ja, jak i córka ciężko to przeżyliśmy. Dzięki córce udało mi się jednak wyjść z tej ciężkiej żałoby, bo gdyby nie jej wsparcie i obecność, to moje serce chyba by tego nie wytrzymało.
Powoli wszystko zaczęło wracać do normy. Córka wciąż ze mną mieszkała i nie chciała nawet słuchać o wyprowadzce. W takiej sytuacji uznałem, że wciąż będę się nią opiekował i o nią troszczył, bo obecnie została mi już tylko ona.
28 urodziny córki świętowaliśmy we dwójkę. Nie chciała wyjść tego dnia ze znajomymi czy kogoś do nas zapraszać, dlatego wybraliśmy się na kolację do restauracji. Piliśmy szampana i przy trzecim kieliszku zrobiłem się nieco bardziej otwarty i zapytałam ją wprost o to, czy zamierza kiedyś wyjść za mąż. Córka uśmiechnęła się i odpowiedziała:
– Jasne, że nie!
– Dlaczego?
– Chcesz, żebym wzięła ślub? Po co? Przecież chyba lepiej, kiedy córka jest przy swoim rodzicu…
– Oczywiście, że tego chcę, co więcej – chciałabym móc jeszcze chodzić kiedyś z wnukiem lub wnuczką na spacer, czytać im do snu i uczyć wielu rzeczy…
– Cóż, to może weźmiemy sobie szczeniaczka i z nim będziesz wychodził na spacery i to kiedy chcesz i ile chcesz!
Odpowiedź mojej córki naprawdę mnie zaskoczyła. Uznał, że pies może wypełniać życie tak samo, jak małe dziecko! Widząc, że jej odpowiedź mnie zszokowała, zaczęła zmieniać ton:
– Nie no, z tym pieskiem to oczywiście żart, chyba nieudany, przepraszam. Jednak tak na poważnie to wydaje mi się, że nie zostaniesz już babcią.
Po tym wieczorze uświadomiłem sobie, że z żoną za bardzo przywiązaliśmy do siebie dziecko, które teraz nie wyobraża sobie zakładania własnej rodziny.
Bardzo bym jednak chciała, żeby jakiś mężczyzna pokochał moją córkę i po części zajął moje miejsce, chociaż ona tego wcale nie chce…