Posłuchałam rad moich bardziej doświadczonych kolegów i przyjaciół, przez co wybaczyłem mojej żonie. Do naszego rozstania doszło kilka tygodni temu, co było spowodowane tym, iż Bożena bardzo źle mnie traktowała, poniżając i traktując jak przedmiot. Mimo wszystko postanowiłem do niej wrócić i spróbować od początku. Od tego czasu nasze życie było jak bajce, jednak to były tylko pozory. Bardzo bałem się samotności, poza tym bardzo kochałem żonę, dlatego decyzja o powrocie była – jak widać – dobra tylko dla mnie. Bożena to mimo wszystko dobra kobieta, ale najwidoczniej uczucie do mnie u niej już się wypaliło, przez co wczoraj znowu cała ta pozorna bajka się posypała…
Żona wyjechała na weekend do rodziców, ale – jak się potem okazało – nie zamierzała już z niego wrócić. Wieczorem napisała tylko SMS-a, w którym wyjaśniła, że dłużej już tak nie może, chce rozwodu, ale ma nadzieję, że jej to wybaczę. Wtedy zdałem sobie sprawę, że nie ma już żadnych szans na odbudowanie naszego małżeństwa, naszej miłości. Zostałem sam – młody, przystojny rozwodnik.
Jak w ogóle mogło do tego dojść?! Jeszcze wczoraj spaliśmy w tym samym łóżku, a dzisiaj nas już nie ma? Wyszła sobie jak gdyby nigdy nic z domu, ale najwidoczniej planowała to od dawna. Starałem się zrobić dla niej wszystko, zapewniałem jej komfort i wspierałem ją w najtrudniejszych chwilach, a mimo to mnie porzuciła.
A może patrzyłem na świat przez różowe okulary, przez co nie zauważałem wyraźnych sygnałów? Nie wiem, gdzie popełniłem błąd, ale też nie potrafię zrozumieć tego, jak z dnia na dzień można zostawić osobę, dla której było się całym życiem.
W poniedziałek rano moja teściowa zadzwoniła do mnie. Nie było to oczywiście związane z troską o mnie czy chęcią pocieszenia mnie. Teściowa chciała usprawiedliwić swoją córkę i wyjaśniła, że Bożena po prostu mnie już nie kocha, więc mam nie robić problemów przy rozwodzie, aby mogła sobie szybciej ułożyć życie na nowo i być szczęśliwa.
Wszystkie zaciągnięte przez nas pożyczki są tylko na moje nazwisko, ponieważ żona nigdy nie pracowała i nie miała zdolności kredytowej. W tej sytuacji będę chyba musiał walczyć o swoje nie gdzie indziej, jak w sądzie.
Długo byłem przygnębiony i psychicznie rozbity. Żal mi było tych lat, które – jak się okazało – w większości zapewne były tylko pozornie szczęśliwe.
Teraz będę musiał żyć naprawdę skromnie, ale nie mam innego wyjścia. Zawsze starałem się dbać o nasz związek, więc nie czuję się winny temu, że moja żona po ponad 12 lata nagle przestała mnie kochać. Mam w głowie chaos i wiele pytań pozostających bez odpowiedzi, ale mam nadzieję, że kiedyś wszystko się uspokoi.