Przeprowadziłam się pięć lat temu do nowego miasta, moi sąsiedzi to starsi ludzie. Piętro nade mną mieszkała pewna staruszka, która z roku na rok coraz rzadziej wychodziła z domu, aż w końcu całkiem przestała to robić. Odkąd pamiętam, odwiedzał ją syn. Początkowo przyjeżdżał niemal codziennie, później coraz częściej słyszałam jego krzyki i widywałam go jak przynosił matce zakupy raz w tygodniu. W tym roku wpadał tylko na 10 minut, robił awanturę i od razu wybiegał z bloku.
Pamiętam jak się wprowadziłam i codziennie na całej klatce schodowej rozchodziły się cudowne zapachy ciasta albo pysznego obiadu. Człowiek od razu stawał się głodny. Pewnego dnia niesiona takim zapachem odkryłam, że to z mieszkania nade mną. Później mieszkająca tam samotnie kobieta musiała podupaść na zdrowiu, bo zapachy zniknęły. Słyszałam tylko od innych sąsiadów, jak mówią, że była w szpitalu i odkąd wróciła nie ma siły gotować.
Wtedy pojawiał się syn, który przynosił jej jedzenie i sprzątał w mieszkaniu. Wydaje mi się, że nie mieli dobrych relacji, bo często słychać było jak mężczyzna krzyczy na matkę, miał pretensje, że nie umie utrzymać porządku wokół siebie, mimo, że mieszka sama i nawet nie gotuje tyle co kiedyś.
Ale jedna sytuacja zapadła mi w pamięci. Któregoś dnia na klatce pojawił się nieprzyjemny zapach spalenizny, zanim zareagowałam, akurat pojawił się syn mojej sąsiadki z góry. Okazało się, że zapach wydobywa się od niej z mieszkania. Na szczęście okazało się, że to tylko papier do pieczenia zapalił się w piekarniku i spaliła się pieczeń. Kobieta zasnęła i zapomniała nastawić budzika, by wyłączyć urządzenie w odpowiednim czasie. Obudził ją ten zapach i opanowała sytuację chwilę przed przyjazdem syna.
Mężczyzna od razu zaczął krzyczeć na matkę, że jest nieodpowiedzialna, zostawił jej zakupy w progu i wyszedł. Matka jeszcze krzyknęła za nim, że bardzo przeprasza i rozpłakała się wracając do pustego mieszkania.
Z czasem jej stan zdrowia zaczął się znacznie pogarszać. Słyszałam jak opowiadała sąsiadce pod blokiem, że coraz trudniej jej jest poruszać się po schodach i po mieszkaniu. Żaliła się też, że poprzedniego dnia gorzej się poczuła i zadzwoniła do syna, żeby do niej przyjechał, a on zamiast przyjechać, wezwał do niej karetkę.
Potem kobieta całkowicie przestała wychodzić na zewnątrz, a syn przyjeżdżał tylko raz na tydzień. Podobno kupował jej najtańsze produkty. Nadal nieprzyjemnie odnosił się do matki i krzyczał na nią o wszystko. Przykro się tego słuchało, a przez wentylację było dokładnie słychać każde jego słowo.
Na początku tego roku starsza kobieta nie była już w stanie podnieść się z łóżka, więc syn musiał przychodzić częściej. Odwiedzała ją też sąsiadka, aby pomóc w przygotowaniu jedzenia w pozostałe dni.
Kiedy syn był u niej ostatnio, okazało się, że staruszka nie żyje. Z tego co słyszałam syn co tydzień przynosi świeże kwiaty na grób matki i opowiada wszystkim, że bardzo za nią tęskni i brakuje mu kontaktu z mamą, którą kochał nad życie.
Nie wierzyłam, że to możliwe, ale słyszałam te historie od wielu sąsiadów. Wszyscy jesteśmy zszokowani tym, co on wygaduje. Czy naprawdę zapomniał, jak przez ostatnie kilka lat traktował tę biedną kobietę?
Nie pamięta jak zaniedbywał własną matkę?