Mam już 77 lat i od jakiegoś czasu moją głowę zaprząta tylko jedna myśl. Nie wiem, jaki zapis mam sporządzić w testamencie, ponieważ mam dwóch synów i tylko jedno mieszkanie, a nie chcę, żeby którykolwiek z nich poczuł się pokrzywdzony. Wolałbym aby po mojej śmierci synowie nie kłócili się o spadek i żyli ze sobą w zgodzie, a słyszałem już o wielu takich sytuacjach, gdy rodzeństwo przez kwestie spadkowe darło koty latami, a potem przestali się nawet ze sobą kontaktować. Nie ma chyba na świecie niż gorszego niż spory w rodzinie o dobra materialne.
Wraz z żoną zawsze staraliśmy wychowywać naszych synów w taki sposób, aby każdy z nich otrzymywał wystarczająco dużo uwagi i miłości. Kupowaliśmy im takie same rzeczy i też w takich samych ilościach, przez co nigdy nie dochodziło między nimi do kłótni. Starszy syn rozpoczął jednak dość szybko dorosłe życie, może nawet za szybko, bo gdy kiedy miał 19 lat dowiedział się, że jego dziewczyna jest w ciąży. W tamtych czasach nieślubne dziecko od razu sprawiłoby, że wzięliby nas na języki, dlatego wraz z rodzicami tej dziewczyny kazaliśmy im szybko się pobrać. Na szczęście potem wszystko się już dobrze ułożyło, a młodzi żyli ze sobą w szczęściu i zgodzie, także po przyjściu na świat ich pociechy.
Niestety, to było tylko chwilowe szczęście, bo po 2 latach ich małżeństwo się rozpadło. Jego żona uciekła do swojej dawnej miłości i kazała jej nie szukać. Syn się z tym pogodził, jednak został sam z dzieckiem i musieliśmy mu pomóc, więc znowu zamieszkał z nami. Syn od razu złożył papiery rozwodowe i mówił, że nie chce mieć z matką jego dziecka już nic wspólnego. Dobrze, że nasze mieszkanie jest dwupokojowe i funkcjonalne, dzięki czemu wszyscy razem się pomieściliśmy. Było nam o tyle łatwiej, że wtedy też nasz młodszy syn wyjechał na studia do innego miasta, bo w przeciwnym razie byłoby zapewne o wiele ciężej.
Lata mijały, a nasz starszy syn mieszkał z nami i nie myślał o tym, by coś sobie wynająć czy też kupić. Nie chciał też szukać sobie nowej partnerki, mając urazę do wszystkich kobiet po poprzednim związku. Ciągle mówił, że woli skupić się na swojej karierze zawodowej i odłożyc trochę grosza, niż znowu cierpieć przez jakąś kobietę. Nie do końca z żoną rozumieliśmy, o jaką karierę mu chodzi, bo od lat pracował na tym samym stanowisku w małej firmie i nie zanosiło się na to, aby miał awansować i zarabiać więcej. My z żoną natomiast nie oszczędzaliśmy na naszej wnuczce i dawaliśmy synowi na jego córkę mnóstwo pieniędzy, aby niczego jej nie brakowało. Sami zresztą kupowaliśmy jej mnóstwo rzeczy.
Młodszy syn wziął ślub w wieku 24 lat. Na szczęście on trafił na dobrą kobietę, z którą tuż po ślubie wzięli kredyt hipoteczny na własne mieszkanie, a potem razem go spłacali. Z żoną pomagaliśmy im jak tylko potrafiliśmy, ale niestety nie mogliśmy im za dużo dokładać z racji tego, iż łożyliśmy ciągle na starszego syna i jego córkę, a wówczas już żadne z nas nie pracowało i miało tylko dosyć skromne emerytury.
Potem żona nagle zachorowała i oczywiście synowie się od nas nie odwrócili i starali się pomóc, wykupując jej drogie leki czy opłacając wizyty u prywatnych lekarzy. Po długiej i wycieńczającej chorobie żona niestety zmarła. To było dziesięć lat temu. Teraz mój starszy syn ze swoją córką wciąż ze mną mieszkają, a mój młodszy syn do tej pory z żoną spłacają kredyt hipoteczny. Czuję po sobie, że powoli nadchodzi kres mojego życia, przez co coraz częściej zadręcza mnie to samo pytanie: komu powinienem zostawić mieszkanie? Jak sprawiedliwie mam podzielić majątek?
Starszy syn mało co bywa w domu, bo naprawdę dużo pracuje, aby utrzymać siebie, córkę i od niedawna też mnie, z kolei młodszy syn obciążony jest dużym kredytem. A może powinienem najpierw z nimi szczerze porozmawiać? Wydaje mi się, że może oboje mogliby skorzystać z tego mieszkania albo z pieniędzy z jego sprzedaży, ale nie jestem już pewien.