Nasz syn Daniel po szkole wyprowadził się do Warszawy i tam został. Mieszka wraz z żoną Gosią i synem na obrzeżach stolicy. Ja z mężem mieszkamy na wsi w innym województwie. To zrozumiałe, że nie odwiedzamy się zbyt często. Pojechaliśmy do nich po narodzinach wnuka, a potem, gdy potrzebowałam skonsultować się kilkoma specjalistami ze stolicy i to wszystko. Ogólnie rzecz biorąc, ja i mój mąż nie jesteśmy amatorami miejskiego hałasu, nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, lepiej czujemy się na wsi.
Dzieci przyjeżdżają do nas tylko dwa razy w roku na święta i czasem na jakieś uroczystości rodzinne. Tak właśnie żyjemy.
W tym tygodniu nasza synowa skończyła 35 lat i zostaliśmy zaproszenia na przyjęcie. Postanowiliśmy z mężem pojechać, wypłaciliśmy pieniądze z banku, bo Daniel powiedział, że lepiej będzie dać im kopertę. Świętowaliśmy w restauracji, było nas około 20 osób, prawie wszyscy byli dla nas obcy, z wyjątkiem teściów syna. Prezenty wręczano w specyficzny sposób: na osobnym stole stała skrzynka na koperty, a obok było miejsce na inne prezenty. Ale nie to nas najbardziej zszokowało, tylko fakt, że na przyjęciu nie było dla nas nic do jedzenia.
Wiecie, my jesteśmy prostymi ludźmi, przyzwyczajonymi do normalnego posiłku, a tam nie było ani ziemniaków, ani normalnej sałatki. Za to było sushi, jakieś sałatki z wodorostów i owoców morza, falafele i jakieś inne bzdury. Na stole nie było nawet ciasta, wszyscy pili kawę, a my zamówiliśmy sobie herbatę. Z napojów było jeszcze jakieś fragolino i drinki, żadnego normalnego wina, żadnej wódki. Krótko mówiąc, nic dla nas. Tak więc pod koniec imprezy, gdy młodzi tańczyli, a starsi wyszli na spacer na świeże powietrze, ja z czystym sumieniem po cichu wyjęłam z pudełka z prezentami naszą kopertę z pieniędzmi. Nie wiem, czy Gosia zauważy, ale nie obchodzi mnie to. Nie po to tu przyjechaliśmy, żeby umrzeć z głodu. Poza tym odkładaliśmy te pieniądze z takim trudem, a trzeba wyremontować stodołę i zepsuła się kosiarka, trzeba będzie kupić nową… Każdy grosz się liczy, więc nie oceniajcie nas. Myślę, że już sam nasz przyjazd był prezentem.