Były mąż i jego matka niemal zrujnowali mi życie

Tkwiłam w małżeństwie z rozsądku przez osiem lat, ale pewnego dnia coś we mnie pękło i podarowałam sobie nowe życie. Nie mogłam znieść ciągłych awantur i pijaństwa mojego męża, więc po prostu złożyłam papiery rozwodowe, spakowałam go i kazałam wynosić się do matki. Już nie wierzyłam, że moje małżeństwo ma jakikolwiek sens. Marcin wykorzystał limit tzw. ostatnich szans, nie miałam już do niego ani serca, ani cierpliwości. Chciałam być szczęśliwa.

W ciągu naszego wspólnego pożycia już kilkukrotnie wyrzucałam Marcina za drzwi, zawsze zatrzymywał się wtedy w domu rodziców, na osiedlu obok, i potrafił odstawić alkohol, udając idealnego męża przed własną matką. To zawsze ja byłam tą złą i niesprawiedliwą. Marcin błagał o wybaczenie, obiecywał poprawę i nawet angażował teściową w ten cały cyrk. A ja zawsze pozwalałam mu wracać. Przez jakiś czas było wspaniale i wierzyłam, że zmienił się dla mnie, jednak to było jedno wielkie oszustwo.

Moja teściowa od zawsze obwiniała mnie o zachowanie Marcina, twierdziła, że to przeze mnie pije, bo wiecznie się go czepiam o wszystko. W pewnym momencie przestałam od niego wymagać czegokolwiek, chciałam jedynie, by poszedł na terapię. Naiwnie założyłam, że jeśli zależy mu na rodzinie, to weźmie się w garść i zawalczy o nas. Raz poszedł na spotkanie AA, ale nigdy więcej tam nie wrócił, choć obiecywał, że jak tylko znajdzie czas, to podejmie leczenie w specjalistycznej poradni uzależnień.

Dawałam się na to nabrać za każdym razem, ponieważ chwilę po ślubie urodziła nam się córeczka, Antosia. Pragnęłam, by miała pełną rodzinę i wydawało mi się, że taką właśnie stworzymy z Marcinem. Nie pozwoliłam nikomu przekonać mnie, że życie u boku alkoholika to po prostu siedzenie na tykającej bombie. W końcu sama się o tym przekonałam, ale zajęło mi to bardzo dużo czasu. Doskonale wiedziałam, że dam radę sama z dzieckiem, ale z domu wyniosłam przekonanie, że ojciec, jaki by nie był, to w końcu ojciec i powinien uczestniczyć w życiu dziecka. Dlatego dawałam tyle szans mężowi.

Mieszkanie, w którym żyliśmy otrzymałam w spadku po babci, wyremontowałam je za swoje pierwsze wypłaty zanim jeszcze poznałam Marcina. Bardzo dobrze zarabiałam, miałam ambicje i cele zawodowe, ale moja kariera zatrzymała się w momencie, gdy zaszłam w ciążę. Nie żałuję tego, bo Antosia jest moim oczkiem w głowie, ale w dniu podjęcia decyzji o rozwodzie, uświadomiłam sobie ile straciłam odkąd związałam się z mężem. Marcin nie jest złym człowiekiem, ale od paru lat to alkohol nim kieruje, a ja nie miałam już żadnych argumentów, by zmusić go do zmiany. Nie miałam ochoty dłużej czekać, że może kiedyś sam dojrzeje do decyzji, by coś zmienić.

Po niezliczonych awanturach, sprzątaniu jego bałaganu i nieprzespanych nocach, kiedy czekałam czy wróci do domu, postanowiłam zawalczyć o siebie i przyszłość naszej córki. Nie chciałam dla niej życia w strachu, wiedziałam, że Marcin nie dojrzał do bycia ojcem, musiałam stać się silna i odpowiedzialna dla Antosi. Przekreśliłam ostatnie lata życia, umówiłam się do prawnika, złożyłam papiery rozwodowe i jeszcze tego samego dnia spakowałam wszystkie rzeczy męża i wywiozłam do teściowej. Na szczęście mieliśmy rozdzielność majątkową i nie musiałam martwić się o dobra, które nabyłam już po ślubie.

Kiedy Marcin wrócił do domu, zastał zmienione zamki i nie mógł dostać się do środka. Wyszłam przed drzwi, wręczyłam mu kopię pozwu rozwodowego i poinformowałam, że jego rzeczy są w domu rodzinnym. Mój mąż był pod wpływem alkoholu, ale widziałam, że zrozumiał wszystko co powiedziałam. Weszłam do mieszkania, a on został pod drzwiami jeszcze jakiś czas.

Następnego dnia dowiedziałam się, że jechał pod wpływem alkoholu samochodem i spowodował wypadek. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale Marcin stracił prawo jazdy na kilka lat. Nie znam szczegółów, ale wiem, że stracił też pracę, gdyż zarabiał jako przedstawiciel handlowy. Czułam, że ta sytuacja ma związek z moją decyzją o rozwodzie, ale pewnie prędzej czy później wsiadłby za kółko pijany i skończyłoby się tak samo. Mimo wszystko miałam lekkie wyrzuty sumienia, które dodatkowo potęgowała teściowa, która dzwoniła do mnie codziennie, by wypominać mi, że przeze mnie Marcin nie ma pracy i ciągle pije. Kiedy zablokowałam jej numer, zaczęła mnie nachodzić i wrzeszczeć na mnie, insynuując, że na pewno mam kogoś na boku, bo inaczej nie zostawiłabym Marcina.

Nie miałam ochoty jej słuchać, robiła mi wstyd przed sąsiadami, a ja po prostu chciałam wieść spokojne życie. Marcin nie robił problemów przy rozwodzie i skończyło się to jedną rozprawą, natomiast po kilku miesiącach okazało się, że wspólnie z mamusią knuli przeciwko mnie i chcieli zrujnować mi życie. Pisali do administracji anonimowe donosy, że mam w mieszkaniu nielegalne rośliny.

Poskutkowało to kilkukrotnym przeszukaniem mieszkania przez policję, niby nic się nie stało, bo szybko sprawa została wyjaśniona, ale sąsiedzi przez długie miesiące patrzyli na mnie jak na kryminalistkę i nie odzywali się ani słowem.

Na szczęście los miał dla mnie niespodziankę, dostałam w pracy propozycję przeniesienia do filii firmy w sąsiednim województwie, która wiązała się też ze sporą podwyżką. Nie wahałam się ani chwili, ale dla zachowania pozorów powiedziałam, że dam odpowiedź następnego dnia. Jeszcze tego samego wieczora zabrałam Antosię na wczesną kolację do restauracji i świętowałyśmy nowy rozdział.

Mieszkanie po babci udało mi się sprzedać w dobrej cenie, w nowym mieście okazyjnie kupiłam większe mieszkanie i od tamtego czasu los mi sprzyja.
Antosia skończyła wczoraj 18 lat, podziękowała mi za nowe życie, które jej dałam po odejściu od ojca. Nigdy wcześniej nie powiedziała mi, że cierpiała widząc jak się z nim męczę. Wzruszyłam się, gdy mówiła jaka była ze mnie dumna, gdy zdecydowałam, że będę walczyć o naszą przyszłość. Nie przypuszczałam, że ośmioletnia dziewczynka może dostrzegać takie rzeczy. Teraz jeszcze bardziej cieszę sie, że wyrzuciłam z naszego życia Marcina i moją byłą teściową.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *