Moi teściowie to niesamowici manipulatorzy. Jeszcze przed ślubem obiecali własnej córce, że kupią dla nas mieszkanie i mamy się o nic nie martwić. Odniosłem wrażenie, że obawiali się o przyszłość Marty. Słyszałem, zupełnie niepotwierdzone, plotki, że chciałem zerwać zaręczyny. Możliwe, że obiecane mieszkanie miało być dla mnie kartą przetargową, żeby doszło do naszego ślubu. Nie jestem materialistą, a poza tym bardzo kocham Martę. Nie uzależniam swojej miłości od jej ewentualnego majątku czy posagu.
Gdy tylko wróciliśmy z podróży poślubnej, rozmowy o mieszkaniu ucichły, a kiedy Marta zapytała kiedy dostaniemy klucze, teściowa zaśmiała się pod nosem i stwierdziła, że kredyty tak podskoczyły, że nie stać ich na zakup mieszkania dla nas. Zamieszkaliśmy u moich rodziców i oszczędzaliśmy na własny kąt. Doczekaliśmy się dziecka i czuliśmy, że potrzebujemy zamieszkać tylko w trójkę. Marta ponowiła pytanie do rodziców, czy kupią nam to obiecane mieszkanie. Moja teściowa stwierdziła, że kiedy urodzi nam się kolejne dziecko, dołożą nam sto tysięcy do mieszkania. Tak się złożyło, że Marta była już w ciąży, gdy usłyszała te słowa od matki i powiedziała, że mogą już szykować pieniądze, bo drugi wnuk jest w drodze. Jej matka rzuciła szybko takie słowa:
– Zawsze powtarzacie nam jacy to nie jesteście samodzielni i dojrzali, odrzucając nasze dobre rady. Udowodnijcie to. Niech Darek zmieni pracę na lepiej płatną i weźcie kredyt.
Moja żona wzięła sobie do serca słowa matki i od pół roku ich nie odwiedziliśmy. Ja stanąłem na wysokości zadania, poszukałem lepszej pracy, biorę każde możliwe nadgodziny, a Marta siedzi z dziećmi u moich rodziców.
Od początku naszego narzeczeństwa ciągle słyszałem puste obietnice jej rodziców. Nie oczekuję od nich niczego, ale żal mi żony. Widzę jak cierpi widząc, że jej rodzice wydają pieniądze na rzeczy, które nie są im potrzebne, podczas gdy my marzymy o swoim mieszkaniu. Namówiłem ją jednak, by pogodziła się z rodzicami. Zgodziła się dopiero, kiedy powiedziałem jej, że złożyłem już wniosek o kredyt i dostałem wstępną pozytywną decyzję.
Po oczach żony widziałem, że coś kombinuje, ale nie wnikałem w szczegóły. Tydzień później wybraliśmy się na przyjęcie imieninowe teściowej ze skromnym prezentem. Ustawiliśmy się na końcu kolejki, by złożyć jej życzenia z okazji tego święta. Marta przy wszystkich gościach podziękowała mamie za jej dobre serce i złote rady i dodała, że nie potrzebujemy już od niej tego obiecanego w prezencie ślubnym mieszkania, bo poradziliśmy sobie bez jej pomocy. Na koniec wspomniała, że bez jej motywacji pewnie do końca życia musielibyśmy mieszkać kątem u moich rodziców, a dzięki jej wspaniałomyślności może nauczymy również nasze dzieci w jaki sposób manipulując emocjami bliskich można osiągnąć sukces.
Nie miałem pojęcia, że Marta planowała zemstę na swojej matce, nie wiedziałem jak mam się zachować. Cieszyłem się, że miała odwagę tak powiedzieć do mamy, ale było mi też szkoda teściowej, która teraz płonęła żywym ogniem. Wtedy jeden z gości roześmiał się głośno i salwa śmiechu ogarnęła wszystkich. Większość zgromadzonych była obecna na naszym ślubie, gdy teściowa opowiadała o tych wszystkich metrach kwadratowych, które nam sprezentuje.
Teraz mieszkamy w trzypokojowym mieszkaniu, mamy na głowie spory kredyt, ale dajemy radę i jesteśmy szczęśliwi. Po incydencie imieninowym, teściowa chciała wyjść z twarzą i zaoferowała nam obiecane sto tysięcy złotych, ale Marta podziękowała i stwierdziła, że daliśmy sobie radę sami.