Na kopercie dużymi literami było napisane: „Marcin Stefański, mój syn”, nie miał czasu… Marcin wrócił z pracy, żona nakryła do stołu i razem z córeczką Basią w końcu usiedli na kolację. Nagle zadzwonił telefon i mężczyzna zobaczył, że dzwoni tata. Marcin wyciszył telefon i odłożył go gdzieś z obojętnością. „Nie da się nawet spokojnie zjeść obiadu!” – pomyślał z irytacją i kontynuował posiłek. Marcin od zawsze uważał, że jej rodzice niczego jej nie dali i wszystko, co ma, osiągnęła sama, bez żadnej pomocy z niczyjej strony. Fakt, że jest teraz odnoszącym sukcesy biznesmanem w stolicy, która mieszka we własnym mieszkaniu, jest wynikiem jego ciężkiej pracy, więc teraz najpierw zje, potem odpocznie, a dopiero potem oddzwoni do ojca, ale już w trakcie kolacji zapomniał o tym i nie zadzwonił. W nocy śniła mu się matka, która wołała i błagała o pomoc. Rano, tuż po przebudzeniu Marcin poczuł, że stało się coś nieodwracalnego i zadzwonił do ojca.
W słuchawce usłyszał kilka słów: „Synu, przyjedź, matka naprawdę chce Cię zobaczyć”. Chociaż Marcin obiecał ojcu, że przyjedzie, zdecydował, że popracuje jeszcze dwa dni, a dopiero w weekend pojedzie do rodziców na wieś. Ostatni raz był tam prawie rok temu, ciągle ta praca i praca. Przez cały dzień myśli o matce nie opuszczały go. Marcin miał z nią trudne relacje, bo matka miała trudny charakter. Była przeciwna temu, by Marcin poślubił Joannę, a dziesięć lat temu matka nagle przyjechała do syna, by poprawić relacje z synową. Marcin wtedy jednak potraktował ją niegościnnie, nawet nie uśmiechnął się na jej widok, a następnego dnia wręczył jej bilet na pociąg, aby wróciła do domu. Powiedział: „Wróć lepiej do domu, u nas jest mało miejsca”. Dał jej telefon komórkowy i powiedział, żeby dzwoniła, “jak coś”. Ostatnio jednak ojciec nie dzwonił, nie miał już siły. Coś powiedziało Marcinowi: – Trzeba jechać, matka to matka.
Zadzwonił do pracy, wyjaśnił sytuację i wziął urlop na kilka dni. W pociągu było gorąco i duszno. Marcin odwrócił się do okna i siedział praktycznie bokiem do sąsiadów z przedziału. Za kilka godzin miał być u rodziców.
Rodzinna wieś działała na niego uspokajająco. Żyjąc w dusznym mieście zapomniał już, jak to jest odetchnąć świeżym powietrzem. Marcin jednak im bardziej zbliżał się do swojego domu rodzinnego, tym bardziej chciała jak najszybciej przytulić ojca i matkę, nawet jeśli nie zawsze miał z nią dobry kontakt. Ogarnęło go przeczucie czegoś nieodwracalnego.
Marcin spotkał tatę przy furtce. Po wyrazie jego twarzy syn zdała sobie sprawę, że się spóźnił.
Ojciec w rękach trzymał kopertę i podał ją Marcinowi. Syn przytulił ojca, szepcząc do niego nieustannie: „Przepraszam, że nie miałem czasu, że nie było mnie przy Tobie”. Marcin otworzył kopertę trzy dni później, zgodnie z prośbą matki. Na kopercie dużymi literami było napisane: „Marcin Stefański, mój syn”. Wyjął od środka kartkę wyrwaną ze szkolnego zeszytu i zaczął czytać: „Marcinku, mój drogi synku! Może nie byłam najlepszą matką. Nie dałam Ci wszystkiego, czego tak bardzo pragnąłeś i na co zasługiwałeś. Nie obrażaj się na mnie za to. Możesz mieć jednak pewność, że nigdy nie przestałam Cię kochać. Jestem z Ciebie bardzo dumna. Dbaj o tatę. Przepraszam. Twoja mama”.