Moja ciocia prowadzi gospodarstwo na wsi, zajmuje się uprawą truskawek na eksport. Na początku sezonu zauważyła, że ktoś regularnie kradnie owoce z pola i chciała temu zapobiec. Pewnej nocy stała na czatach i zauważyła złodziei. Natychmiast zadzwoniła na policję i zgłosiła, że jest właśnie okradana. Gdy opisała, że chodzi o truskawki, policjant odmówił interwencji, tłumacząc, że nie mają wolnego radiowozu.
Ciotka była wściekła, że nie potraktowali jej poważnie i zadzwoniła ponownie na numer alarmowy, mówiąc:
– Już nie musicie przyjeżdżać, mój mąż ich pozabijał.
Rozłączyła się i schowała w krzakach. Nie musiała długo czekać, po 20 minutach zjawiły się dwa radiowozy. Złodzieje nie zdążyli uciec i zostali przyłapani na gorącym uczynku, gdy policjanci biegli z zamiarem zatrzymania mordercy.
– Mówiła Pani, że mąż ich zabił – krzyczał jeden z policjantów.
– No a mi ktoś przekazał, że nie macie wolnych radiowozów, a jednak się pojawiliście.
Ciotka opowiada tę historię na każdej rodzinnej imprezie.