Z siostrą ojca nie komunikowałam się od dzieciństwa – był między nami jakby mur. Wydawała się być dobrą osobą, ale z jakiegoś powodu odepchnęła mnie od siebie. Potrafiła uśmiechać się prosto w twarz, a ja czułam fałsz w każdym uśmiechu.
Tak się złożyło, że dziadek mojego ojca, czyli mój pradziadek zaczął mieć poważne problemy zdrowotne. Taki stos chorób przewlekłych, że nie sposób wymienić wszystkiego. Jedno było jasne – potrzebował opieki. Nadzieja była tylko dla wnuków, bo syn, czyli tata mojego ojca, a mój dziadek zmarł w tragicznych okolicznościach.
Ciocia, o której mowa wyżej od razu się uaktywniła i zaczęła opiekować się dziadkiem. Wiadomo, że nie zrobiła tego z dobrych intencji. Do tego czasu na ogół nie interesowała się losem swojego dziada, ale tutaj najwyraźniej postanowiła pożądać jego mieszkania.
Jej dziadek zauważył jej dobroć i zapisał jej majątek. Był głęboko poruszony i zdecydował, że dopóki żyje, konieczne jest sporządzenie wszystkich dokumentów, aby uniknąć dalszej papierkowej roboty.
Gdy tylko dziadek wszystko załatwił, ciocia natychmiast się od niego odwróciła. Odwiedzała go tylko w rzadkich przypadkach. Pomimo tego, że był bardzo chory, nawet nie zadała sobie trudu, aby zabrać go do szpitala.
Dziadek zmarł rok później. Przyczyną śmierci był zawał serca. O jego śmierci dowiedzieliśmy się dopiero tydzień później. Cały ten czas leżał sam w mieszkaniu. Sąsiedzi zaczęli się martwić i wezwali ojca. Siostra taty nawet nie pojawiła się na pogrzebie. Po przebudzeniu sprzedała mieszkanie starca i gdzieś wyjechała.
Wspólni znajomi mówili, że mieszka teraz w Berlinie, teraz cieszy się życiem i wcale nie czuje się winna. Nie utrzymuje z nami kontaktu, bo w ogóle nie interesują ją więzi rodzinne.