Małżeństwo moich teściów wydawało mi się idealne. Na pierwszy rzut oka widać było, że łączy ich duże uczucie i głębokie przywiązanie. Czar prysł, gdy przypadkowo spotkałam teściową w parku.
Lubiłam moich teściów
Ludzie zawsze narzekają na teściów. Zwykle przecież robią wyrzuty, krzywo patrzą na wybrankę czy wybranka ich dziecka i próbują udowodnić, że wszystko wiedzą lepiej. Ja, o dziwo, nie miałam tego problemu. Moja teściowa, Krystyna, była bardzo miłą i uczynną kobietą, której wszędzie było pełno. Mimo to nigdy nie narzuciła mi swojego zdania i szanowała każdą moją decyzję. Z kolei teść, Marian, człowiek do rany przyłóż, ujmował mnie zawsze swoimi anegdotkami z dawnych lat.
Nie miałam więc żadnego problemu, gdy raz w tygodniu, zwykle w niedzielę, wpadaliśmy razem z Kamilem do domu jego rodziców. Wspólny posiłek nigdy dotąd nie zakończył się awanturą – zwykle śmialiśmy się, opowiadaliśmy sobie o przeżyciach upływającego tygodnia i dzieliliśmy się planami na kolejne dni. Teściowie właściwie odgrywali bardzo ważną rolę w moim życiu – zastępowali mi własnych rodziców, których pięć lat wcześniej straciłam w wypadku.
Nigdy nie mogłam się nadziwić relacji, jaka łączyła Krystynę i Mariana. Widziałam, jak rozumieją się bez słów, gdy jedno chciało coś zrobić, a drugie w lot odgadywało jego potrzebę. Mogłam godzinami słuchać, jak się przekomarzają, śledzić ich subtelne gesty, świadczące o ogromnej bliskości, cieszyć się ich szczęściem, gdy ich dom aż promieniał radością. Tak mi się wówczas przynajmniej wydawało.
– Myślisz, że będziemy kiedyś tacy, jak oni? – zapytałam Kamila, gdy któregoś razu wracaliśmy z rodzinnego obiadu. Kiedy zauważyłam, że nie rozumie, doprecyzowałam: – No, jak twoi rodzice.
Uśmiechnął się lekko.
– Nie wiem, może – odparł. – Najpierw musiałabyś ze mną wytrzymać jakieś trzydzieści sześć lat.
Odwzajemniłam uśmiech i go pocałowałam.
– Póki co, nie mam powodu podejrzewać, że miałoby mi się to nie udać – przyznałam.
Coś było nie tak
Któregoś razu w ramach promocji kupiłam tabletki do zmywarki, a wiedząc, że i teściowie używają tych samych, wzięłam opakowanie więcej, żeby im je podrzucić. Na miejscu zastałam tylko Mariana, uśmiechniętego i szczerze zadowolonego, że wpadłam.
– No, wreszcie nie muszę siedzieć sam w tych czterech ścianach! – rzucił od progu. – Wchodź, wchodź, Olga.
Posłuchałam, a kiedy stanęłam w przedpokoju, rozejrzałam się uważnie naokoło.
– A gdzie mama? – spytałam, trochę zdziwiona, że rzeczywiście siedzi sam w pustym domu.
– Poszła na spacer – wyjaśnił. – Pewnie zaraz wróci.
– I nie poszedł tata z nią? – dziwiłam się. Zawsze wydawali się nierozłączni. Zaczęłam gorączkowo myśleć, czy to możliwe, żeby się pokłócili.
– A. – Machnął ręką. – Gdzie mi tam to łażenie. Krzyż mnie boli, wolę posiedzieć w domu. Niby jeszcze aż taki stary nie jestem, ale zdrowie już jednak nie to – westchnął i uśmiechnął się delikatnie – A Krysia to jeszcze zawsze o ten klub seniora zahaczy, a ja to się tak nie lubię za bardzo integrować. Lepiej posiedzieć przed telewizorem albo sobie poleżeć przy herbatce.
Nie drążyłam. Przytaknęłam mu tylko. Uznałam, że pewnie ma rację i postanowiłam dotrzymać mu towarzystwa – przynajmniej dopóki teściowa nie wróci do domu.
Nakryłam ich w parku
Pod koniec tygodnia wyszłam z pracy szybciej. Akurat skończyliśmy ważny projekt, wszystko nam się idealnie ułożyło, a szef wypuścił nas wcześniej, twierdząc, że dobrze się spisaliśmy. Uznałam, że skrócę sobie trasę do domu i pójdę przez park.
Mimo jesieni była piękna pogoda. Słońce świeciło jak w środku lata, nie wiało, dlatego też dużo ludzi w różnym wieku spacerowało alejkami. Niektórzy zdecydowali się też wyjść na rower czy pojeździć na rolkach. Nie śpieszyłam się, także korzystałam z tej wyjątkowej jak na październik aury.
Szłam spacerkiem, rozglądając się wokoło i łapiąc jedne z ostatnich promieni słońca w tym roku. To, co zobaczyłam przed sobą, momentalnie jednak zepsuło mi szampański nastrój.
Zamrugałam, nie wierząc własnym oczom. Moja teściowa, cała rozchichotana, zupełnie jak nastolatka, siedziała na ławce w parku z bratem teścia. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby po szybkiej wymianie zmian i rzuceniu mu powłóczystego spojrzenia, nie przechyliła się w jego stronę, a potem go nie pocałowała.
Prędko uciekłam z parku, byle tylko mnie nie zobaczyli i pognałam do domu. Na szczęście Kamila jeszcze nie było, bo natychmiast poznałby, że jestem w totalnej rozsypce. Co bym mu wtedy niby powiedziała? Że widziałam, jak jego matka całuje się w parku z jego wujkiem? No, na pewno marzył o takiej rewelacji na wieczór.
Zastanawiałam się, czy to, co między nimi było, to działo się tak na poważnie. Nie, przecież Krystyna była rozsądna. Pewnie miała chwilę słabości. Zapomniała się i tak wyszło. Może spotkali się przypadkiem, no i od słowa do słowa, od myśli do myśli… Tak, na pewno popełniła błąd, którego bardzo teraz żałowała.
Nie wiedziałam, co ma robić
Tak naprawdę nie miałam pojęcia, co z nimi teraz począć. Porozmawiać z Krystyną? Zagadać do Bolesława? W sumie z nim prawie się nie znaliśmy – tyle, co na jakichś większych rodzinnych imprezach wymieniliśmy parę zdań. Nie wiedziałam zupełnie, jak to załatwić. Przecież Marianowi pękłoby serce, gdyby się dowiedział. On był taki w nią zapatrzony…
W końcu zdecydowałam, że muszę porozmawiać z Krystyną. Nie mogłam dłużej milczeć i udawać, że nic się nie dzieje, choć wcale nie uśmiechało mi się wyciąganie informacji z teściowej. Miałam nadzieję, że nie uzna mnie za wścibską. Z drugiej strony liczyłam na to, że już się opamiętała i cała ta nasza rozmowa okaże się po prostu trochę na wyrost. Wyczekałam moment, gdy Marian wybrał się gdzieś z kolegą i zjawiłam się w domu teściów.
– O proszę – uśmiechnęła się do mnie Krystyna. – Kogo ja widzę! Co tam słychać, Olga?
Westchnęłam.
– No, nie za ciekawie – przyznałam, po czym spojrzałam na nią przenikliwie. – Ale to już mama raczej powinna wiedzieć.
Uniosła brwi.
– Tak? – zdziwiła się szczerze.
– Widziałam cię w parku z Bolesławem – powiedziałam bez ogródek.
Krystyna zesztywniała. Odłożyła na bok ścierkę, którą przecierała właśnie blaty w kuchni i przysiadła na stołku.
– Ach tak…
– Ale to pewnie nieważne, tak? – zaczęłam ostrożnie. – Zdarzyło się raz i…
– Nie zdarzyło się raz, Olga – przerwała mi dość szorstko. – Ja i Bolek… my się kochamy.
Na moment zaniemówiłam.
– A tata? – wykrztusiłam z trudem.
Wzruszyła ramionami.
– Marian mnie ogranicza – przyznała. – Najchętniej w ogóle nie wyściubiałby nosa z domu. A dla mnie się życie jeszcze nie skończyło! Chcę odkrywać! Bawić się! – Spojrzała na mnie spod zmarszczonych brwi. – Jest szczęśliwy, bo o niczym nie wie. A my z Bolkiem spotykamy się, jak nie widzi. I tym sposobem wszyscy są zadowoleni. Po co to psuć?
Pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Naprawdę? – posłałam jej gniewne spojrzenie. – Nie sądziłam, że jesteś taka wyrachowana.
– Olga…
– A jeśli myślisz – zaczęłam podniesionym głosem – że nic nie powiem tacie, to się grubo mylisz!
Musiałam mu wszystko wyznać
Oczywiście nie potrafiłam dłużej oszukiwać Mariana i o wszystkim mu powiedziałam. Wcześniej zwierzyłam się Kamilowi, żebyśmy mogli razem pojechać do jego taty. W końcu syn byłby dla niego dodatkowym wsparciem.
Z początku teść nie uwierzył. Popatrzył najpierw na mnie, potem na Kamila, a później zdenerwował się, że trzymają się nas takie durnowate żarty. Dopiero kiedy zaczęłam opowiadać o schadzce w parku i mojej rozmowie z Krystyną, pobladł i usiadł ciężko w fotelu.
Baliśmy się trochę, że to wszystko odbije się na jego zdrowiu. Zwłaszcza że kiedy dowiedział się prawdy, nie chciał słyszeć o dalszym życiu z Krystyną. Inna sprawa, że ona nie uważała, żeby zrobiła cokolwiek złego i nie zamierzała przepraszać. Teraz są w trakcie rozwodu. Z nią praktycznie się nie widuję, ale Mariana odwiedzamy z Kamilem prawie codziennie. Teść cały czas wydaje się smutny, przygaszony, jakby utracił całą radość z życia. A ja wciąż wyrzucam sobie, że to moja wina, bo sprawiłam, że dowiedział się tej gorzkiej prawdy.