Kompletnie nie wiem, co mam robić. Sytuacja jest bardzo trudna. Po prostu zjadają mnie nerwy. Jak powinna postąpić? Potrzebuję rady. Dlatego opowiadam tę historię. Inaczej nigdy nie odważyłabym się narzekać.
Mój mąż już nie żyje. Sama wychowywałam córkę odkąd miała 11 lat. Według mnie jest trochę za bardzo impulsywna, ale ma taką wadę, że nie potrafi nikomu odmówić ani „pokazać zębów”. Z tego powodu wszyscy ją wykorzystują, a przy okazji i mnie. Tak było z moim zięciem. Jeszcze zanim mąż umarł, kupiliśmy bardzo ładne mieszkanie w centrum miasta. I zaczęliśmy odkładać na mieszkanie dla córki.
Na 4. roku studiów moja Lenka przyszła i oznajmiła, że wychodzi za mąż. Poznali się 4 miesiące wcześniej i jeszcze go nie widziałam na oczy. Zapytałam, czy to jej ostateczna decyzja, ale nie mogłam przecież się nie zgodzić. Moja córka oczywiście nie miała jeszcze pracy, a chłopak był od niej starszy o 2 lata i pracował gdzieś na pół etatu. Poznaliśmy się trochę później. Chłopak nie pochodzi z naszego miasta.
Przyjechał tu na studia. Nie miał żadnych pieniędzy. Mieszkał z kolegą w wynajętym pokoju. Tak wychodziło taniej. Jego rodzice mieszkali na wsi. Na wesele pieniędzy nie miał.
Wzięłam część z moich oszczędności i udało nam się zorganizować niedużą imprezę. Nie chciałam, żeby moja córka nie miała wesela. Zorganizowaliśmy więc wszystko na tyle, na ile mogliśmy. Ale o tym, gdzie będą mieszkać, nie rozmawialiśmy. Zięć po prostu się do nas wprowadził. Przez jakiś czas w ogóle mi to nie przeszkadzało, ale później już tak. Nie płaci za rachunki, nie kupuje jedzenia. Mieszka sobie całkowicie za darmo. Na dodatek nie mają wspólnego budżetu.
Zięć mówi, że nie wyobraża sobie, żeby jego pieniądze należały do kogoś innego. Zarządza nimi tak, jak chce, a moja córka po prostu nie ma żadnych praw. Za pieniądze, które dostali z okazji ślubu, wyjechali na wycieczkę za granicę, nic sobie nie zostawili. Żyli tak u mnie przez pół roku. Czasami nerwy miałam już na wykończeniu, ale jakoś się powstrzymywałam. W końcu to wybór mojej córki.
Potem postanowiłam porozmawiać z córką i zięciem. Powiedziałam, że dalej tak być nie może, młoda rodzina powinna mieszkać osobno. Dałam im wszystkie moje oszczędności.
Umówiliśmy się, że za czymś się rozejrzą. Albo kupią małe mieszkanie, albo dołożą od siebie i znajdą coś większego. W każdym razie, tak jak jest teraz, dalej być nie może. Minęło trochę czasu. Około miesiąca. I nagle dowiaduję się czegoś, co mną po prostu wstrząsnęło. Wtedy naprawdę prawie dostałam zawału, chciałam wzywać karetkę.
Za prawie wszystkie oszczędności mój zięć postanowił kupić samochód. Na mieszkanie teraz już im na pewno nie wystarczy. Zanim uzbierają tę kwotę, którą tak beztrosko wydał, minie bardzo dużo czasu.
Wtedy już zwyczajnie nie wytrzymałam i po prostu wybuchnęłam, krzycząc na cały głos. Jak mogli to zrobić? Okazuje się, że to był pomysł zięcia. Od dawna marzył o samochodzie, a moja córka, jakby była niespełna rozumu, nie zaprotestowała. Naprawdę czuję się coraz gorzej. Nie wiem co robić. Może ktoś coś doradzi?