Niedawno skończyłem 35 lat, a moja żona ma 31 lat. Jesteśmy małżeństwem od ponad 10 lat. Jak to mówią, była to miłość od pierwszego wejrzenia, od lat studenckich.
Od czasu ślubu, bezskutecznie staramy się dziecko. Chodziliśmy do lekarzy, ale nie wykryto żadnych nieprawidłowości ani u mnie, ani u mojej żony. Dwukrotnie próbowaliśmy zapłodnienia in vitro, które również nie przyniosło żadnych rezultatów. Wydaliśmy na to wszystko dużo pieniędzy, a żona mimo wszystko nie mogła zajść w ciążę.
Straciliśmy nadzieję, że kiedykolwiek będziemy rodzicami. Zostało nam tylko żyć dla siebie nawzajem.
Niedawno, kiedy wróciłem do domu po pracy, moja żona podeszła do mnie ze łzami w oczach i pokazała pozytywny test ciążowy.
Na początku nie wierzyłem w to, co widzę, więc żona wykonała jeszcze cztery testy. Kiedy potwierdziło się, że spodziewamy się dziecka, nie mogłem przestać tryskać radością. Nosiłem ją na rękach i nie pozwalałem na pracę w domu. Żona prawie natychmiast zrezygnowała z pracy. Bardzo długo czekaliśmy na to dziecko, więc chciałem zapewnić żonie jak najlepsze warunki podczas ciąży.
Na USG dowiedziałem się, że będę miał córkę, więc zacząłem przygotowywać się do jej narodzin. Myślałem, że będzie do mnie podobna, że będzie miała niebieskie oczy i ciemne włosy.
Po 9 miesiącach zostaliśmy szczęśliwymi rodzicami. Moja córka była kopią żony – brązowe oczy, brązowe włosy, nos, usta… Nawet rodzice żartobliwie mówili, że córka nie jest moja.
Pewnego dnia spacerowałem z córką w parku. Spotkałem koleżankę z klasy, której nie widziałem od kilku lat. Kobieta zapytała, czyje dziecko znajduje się w wózku. Nie chciała uwierzyć, że to moja córka. W końcu dziewczynka nie jest do mnie ani trochę podobna.
Wszyscy krewni również zachowują się w ten sposób. Pytają czyje to dziecko, ponieważ nie wygląda jak ja.
Przez te kilka lat przyzwyczaiłem się już do takich pytań. Kocham moją córkę, czekałem na nią wiele lat.
Nie ma dla mnie znaczenia to, że nie jest do mnie podobna. Mimo wszystko jest ukochaną córeczką tatusia.