– Mamuś, to co, kupisz mi tę sukienkę? – Alicja spojrzała błagalnym wzrokiem i wskazała na cekinową miniówkę na ramiączkach.
Byłyśmy w sklepie, do którego sama bym nigdy nie weszła, bo na pierwszy rzut oka wydawał się drogi. Sama staram się nie szastać pieniędzmi na ciuchy i zwykle kupuję w dyskontach, ale moja nastolatka nie miała wciąż jeszcze tego radaru.
– Ala, tu jest za drogo, widziałaś ceny? Ile kosztuje to twoje cudo?
– Trzysta pięćdziesiąt – wyszeptała tylko troszkę zawstydzona.
– Czyś ty na głowę upadła? Tyle pieniędzy za szmatkę, którą włożysz na siebie raz? Ja tyle nie wydaję nawet na zimowe buty! Nie ma szans! – odpowiedziałam twardo, a ona od razu się nadąsała.
Nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
Nie miałam zamiaru dać sobą manipulować małolacie
Jeszcze tego brakowało! I tak miałam z nią siedem światów. Odkąd poszła do liceum, wciąż tylko wyciągała ręce po pieniądze. Miałam wrażenie, że było to wynikiem tego, że zaprzyjaźniła się z nieodpowiednią dziewczyną. Wciąż tylko słyszałam: „Ewelina ma markowe jeansy, Ewelina była w ten weekend w spa, Ewelina ma nową komórkę…”. Nie podobało mi się to, że Alicji to tak imponuje.
Wydawało mi się, że ma już świadomość tego, że pieniądze nie rosną na drzewach i nie stać nas na wszystkie jej zachcianki. Poza tym nigdy dotąd nie była taką materialistką i martwiłam się, że ta nowa koleżanka ma na nią zły wpływ.
– Mogę iść z Eweliną do kina?– zapytała tego samego wieczoru.
– Możesz. Masz kieszonkowe.
– Już wydałam – odpowiedziała, choć ledwie dostała pieniądze.
– Skoro wydałaś, to nie możesz, bo już cię nie stać. Tak to działa, wiesz?
– Oj, mamo! Czemu my musimy wiecznie klepać biedę?! – wypaliła w końcu, a we mnie się zagotowało.
Pracowaliśmy oboje z mężem na pełen etat i jeszcze płaciliśmy smarkuli za angielski i lekcje tańca, a ona tak nam się odpłacała.
– Wynoś się do pokoju, Ala, i zastanów nad sobą! – odparowałam, ostro, a ona poszła do siebie obrażona.
Z jednej strony byłam wściekła, a z drugiej, miałam trochę wyrzuty sumienia, że tak się uniosłam, zamiast z nią pogadać o tym, że zarabianie pieniędzy nie jest takie łatwe, jak w tej chwili jej się wydaje, i że mamy ważniejsze wydatki niż modne fatałaszki. Po dłuższej chwili poszłam do pokoju Ali, ale ku mojemu zaskoczeniu, nie zastałam jej zapłakanej na łóżku. Przeciwnie, siedziała przed lusterkiem i robiła sobie makijaż.
– Co robisz?
– Maluję się. Nie widzisz?
– Mówiłaś, że nie masz pieniędzy na kino, więc po co ci makijaż?
– Ewelina mi pożyczy.
Jedno piwko? Ala, ty masz siedemnaście lat!
No, nie! Tego było za wiele! Jeszcze tego brakowało, żeby się zapożyczała u tej cwaniary. Usiadłam obok i zaczęłam jej tłumaczyć, że nie należy pożyczać od nikogo pieniędzy, jeśli nie jest to absolutną koniecznością. A ten przypadek na pewno nie był. Ala najwyraźniej mnie nie słuchała, bo wciąż tuszowała rzęsy.
– Nie idź tam, Ala. Ostrzegam cię – powiedziałam mocno już poirytowana buntem córki, ale to było jak rzucanie grochem o ścianę.
– To tylko kino, mamo. Nie rób afery – odparowała i… wyszła.
Pierwszy raz od dawna czułam się tak bezsilna. Wcześniej miałam z Alą bardzo dobry kontakt. Opowiadała mi o tym, co się dzieje w szkole, jakie ma oceny, a nawet, jacy chłopcy jej się podobają. Teraz sprawiała takie wrażenie, jakby wybudowała wokół siebie mur. Nie chciała mnie już dopuszczać do swojego świata. Wiedziałam, że to część dorastania, ale taka bezczelność była niedopuszczalna. Wróciła późno, w dodatku miałam wrażenie, że lekko podchmielona. Bardzo mi się to nie podobało.
– Ala! Czy ty coś piłaś?! Zwariowałaś? Jesteś wciąż niepełnoletnia. To nielegalne. Kto ci sprzedał alkohol?
– Ewelina jest już pełnoletnia. Kupiła mi jedno piwko! Wielkie mi halo – odpowiedziała chłodno.
Jej obojętność bolała mnie bardziej niż cokolwiek innego. Nie miała wyrzutów sumienia, nie przepraszała, tylko wzruszała ramionami, jak gdyby nic się nie działo. Robiło się z niej bezczelne dziewczynisko. Takie, jakie oglądałam w programach o nastolatkach do poprawki. Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek będę mieć z nią takie problemy. Uznałam, że nie mam innego wyjścia i będę musiała interweniować w tej sprawie u rodziców Eweliny, ale następnego dnia po szkole Alicja sama przyszła i mnie przeprosiła. Byłam miło zaskoczona, że jednak coś do niej dociera
. – Alu, ja rozumiem, że chcesz zaimponować Ewelinie, ale nie możesz tak postępować – strofowałam córkę, a ona kiwała głową.
Kolejne dni Alicja chodziła jakaś strapiona
Podpytywałam ją, o co chodzi, ale zapewniała, że o nic. Pomyślałam, że może pokłóciła się z Eweliną (szczerze mówiąc, miałam nawet nadzieję, że tak się stało), ale nie chciałam już się w to mieszać. Kilka dni po naszej rozmowie poszłam na zakupy. Wrzuciłam do koszyka trochę warzyw, kurczaka i makaron. Żadne tam wielkie zakupy. Wyjęłam kartę, ale gdy chciałam zapłacić, pojawił się komunikat, że brak jest na koncie środków. Początkowo myślałam, że to pomyłka, więc poprosiłam panią, żeby spróbowała jeszcze raz. To samo.
Wyjęłam więc z portfela gotówkę i wysupłałam potrzebną kwotę. Mimo to wydawało mi się dziwne, że na koncie nie ma środków. Wiedziałam, że powinno być na nim co najmniej czterysta złotych. Wróciłam do domu i zalogowałam się na konto. W historii operacji zauważyłam, że dwa dni wcześniej z konta przelano właśnie cztery stówy. Co to miało być? Przecież nic nie przelewałam! Spojrzałam na adresata – to było nazwisko Eweliny.
– Ala! – krzyknęłam do córki, a ona weszła do pokoju i widząc, że zalogowałam się na stronę banku, zrobiła się blada jak ściana. – Czy wiesz coś na temat przelewu czterystu złotych z mojego konta? Teraz będziesz okradać własnych rodziców?!
Ala wlepiła wzrok w podłogę. Nie miała odwagi spojrzeć mi w oczy.
– Zapłaciłam za sylwestra i oddałam Ewelinie za sukienkę i kino – powiedziała w końcu.
– Słucham?! Chcesz powiedzieć, że włamałaś się na moje konto? Jesteś teraz złodziejką?!
– Mamo, musiałam jej oddać. Rzucała się już strasznie. Myślałam, że oddam jej w ratach z kieszonkowego, ale ona zaczęła mówić wszystkim w klasie, że jestem złodziejką, bo pożyczyłam, ale już z oddaniem mi się nie śpieszy! Nie chcę, żeby ludzie tak o mnie myśleli.
– Więc żeby pozbyć się łatki złodziejki, okradłaś własną mamę?!
– Miałam zamiar ci powiedzieć… ale było mi trudno.
– Trudno to będzie ci teraz odzyskać moje zaufanie, koleżanko! Proszę natychmiast odwołać wyjazd, oddać sukienkę do sklepu i zwrócić mi całą kwotę. A jak ci mało pieniędzy… to nie ma sprawy. Możesz je mieć. Wystarczy iść do pracy!
– Ale przecież się uczę.
– Nie cały dzień – odparowałam bez chwili wątpliwości. – Możesz po szkole dorobić do kieszonkowego.
– Przepraszam, mamuś – powiedziała skruszona.
Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jak mogło dojść do czegoś takiego? Ja jej ufałam, a ona sprawiła mi taki zawód! Mimo wszystko w pewnym sensie rozumiałam, że zapętliła się i szukała drogi wyjścia. Tyle że wybrała najgorszą, jaką mogła. Ostatecznie oczywiście wybaczyłam córce, bo wiedziałam, że choć postąpiła źle, to nie miała takich intencji. Wieczorem porozmawiałyśmy sobie już na spokojnie. Wytłumaczyłam Ali, że musimy mieć do siebie pełne zaufanie i że jeśli wpadnie w jakieś tarapaty, powinna bez oporów mi o nich mówić.
– Naprawdę mi głupio, mamuś. Ewelina mi imponowała i nie chciałam, żeby myślała, że nie stać mnie na imprezę. Teraz wiem, że to było głupie.
Dwa dni później po szkole, Ala przyszła powiedzieć, że dostała pracę jako kelnerka. Była z siebie dumna, a ja chyba jeszcze bardziej. Od tej pory trzy razy w tygodniu pracuje w pizzerii. Wraca zawsze zadowolona, bo bardzo często dostaje napiwki. A poza tym poznała mnóstwo osób z różnych szkół i jeszcze jakiegoś chłopaka, który bardzo jej się podoba. Wygląda więc na to, że jednak będzie miała z kim spędzić sylwestra.
– Co tam u Eweliny? – zapytałam któregoś dnia.
– Ma nową koleżankę. Równie naiwną co ja, więc ją ostrzegłam, i Ewelina się na mnie obraziła. Ale wiesz co? Mam to w nosie. Nie potrzebuję koleżanki, która mnie tak obraża przy wszystkich. Poza tym miałaś rację…
– Co do Eweliny?
– Nie, co do pieniędzy. Faktycznie trudno je zarobić, więc wcale nie mam ochoty wszystkiego wydawać na ciuchy i kino.