Synowa była zdania, że nie powinnam się interesować jej życiem, ma wrogi stosunek do wszystkiego o czym jej powiem. Mieszkamy razem małym, jednorodzinnym domu, który kupiłam na stare lata. Synowa zainteresowała się kupnem naszego domu, nie interesując się co o tym myślę. Nasza szóstka nie zmieści się w czteropokojowym domu, więc będziemy musieli dobudowywać ściany. W związku z tym, nie zamierzam sprzedawać jej tego domu. Synowa jest na mnie obrażona z tego powodu. Na szczęście zarejestrowałam nieruchomość na swoje nazwisko. W przeciwnym razie może wylądowałabym w domu starców. Podpowiadałam synowej, że skoro mają trójkę dzieci, to mogliby póki co wynająć jakieś dwupokojowe mieszkanie. Dopóki żyję, chciałabym, aby dom był na mnie, a potem przejął go mój syn Adam.
Za nic nawet nie oddam tego domu. Rok temu, gdy oczekiwali na trzecie dziecko, syn wraz z żona zapytali mnie: Czy nie chcesz, żebyśmy mieli lepsze, dogodniejsze warunki mieszkalne? Oczywiście, że zależy mi na waszym dobru, ale nie uważam, że to ja powinnam się wyprowadzić ze swojego domu.. Powiedziałam im dość dosadnie, że i tak dużo pomagam, od 6 lat zamieszkują ze mną i powinni być mi za to wdzięczni. Synowa na to powiedziała: „Wiesz co, tego się nie spodziewałam po tobie…”
Usłyszałam, że za mało zajmuje się wnukami i jak tak dalej będzie, to ich nie zobaczę. Szczerze mówiąc, nie przeszkadzało mi to zupełnie, wnuki są bardzo kłopotliwe, nieznośne i nie mają za grosz szacunku. Zdarza się, że matka synowej opiekuje się najstarszym synem przez jeden dzień, a dochodzi do siebie przez tydzień. To nie są dzieci, to jest huragan! Oczywiście synowa jest wystraszona, że zostanie bez opieki do dzieci i chce, żebym została i pomagała przy nich dzień i noc. Przecież jestem babcią, prawda? Czyja to wina, mojej synowej, że babcia nie lubi swoich wnuków?