Po drugiej ciąży, z jakiegoś powodu, nie wróciłam do pracy. Na początku wszystko było w porządku. Mąż utrzymywał naszą czwórkę i nie narzekaliśmy na nic, ale wkrótce firma, w której pracował zbankrutowała i mąż stracił pracę.
Nie siedział w domu, tylko całymi dniami chodził na różne rozmowy kwalifikacyjne z CV, ale wiadomo, teraz są takie czasy, że na jedno stanowisko zgłasza się 2-3 potencjalnych pracowników jednocześnie, więc długo nie mógł znaleźć odpowiedniej pracy. Kiedy zdał sobie sprawę, że idealnej pracy dla niego długo nie będzie, podjął pracę za połowę pensji, którą zarabiał w poprzedniej pracy. Wtedy zrozumiałam, że nie mogę zostawić go samego i postanowiłam pomóc mu nie tylko słownie, ale i finansowo.
Zaczęłam piec ciasta, placki, muffiny i robić inne desery na zamówienie. Zawsze byłam w tym dobra, nauczyłam się tego w wieku 12 lat od babci, ale z jakiegoś powodu to porzuciłam. Szybko odświeżyłam sobie sprawdzone przepisy. Na początku piekłam dla rodziny, żeby poćwiczyć i ulepszyć przepisy, a potem mąż zaczął zabierać ciasto do pracy dla swoich kolegów i koleżanek. W ten sposób moja praca znalazła swoich klientów. Zaczęłam piec na zamówienie. Wszystko było idealne. Zajmowałam się dziećmi, a gdy mąż wracał z pracy do domu, pilnował ich, żebym ja miała czas na wypieki.
Moja teściowa i szwagierka, gdy dowiedziały się, ze piekę, ciągle u mnie zamawiały różne wypieki. A to teściowa obiecywała swojemu szefowi placki, albo szwagierka postanowiła zamówić tort na urodziny syna. Ja nie mogłam spokojnie przyjmować zleceń, bo byłam zajęta pieczeniem ciast dla rodziny męża. Pewnego dnia mąż trochę się zdenerwował i powiedział, że cały dzień stoję przy piecu i nie ma z tego pieniędzy. Wtedy opowiedziałam mu o mojej teściowej i szwagierce. Obiecał, że z nimi porozmawia i tak zrobił. Uświadomiła mi to wściekła wiadomość od szwagierki. Stałam się ich wrogiem numer jeden. Obraziłam się, bo od dawna korzystali z moich usług, a po odmowie zaczęły mnie ignorować, ale potem się uspokoiłam, bo teraz miałam dużo wolnego czasu na pracę nad zleceniami prawdziwych klientów, z których były potrzebne nam pieniądze.