Zawsze byłam tą dobrą dziewczyną, która była gotowa każdego wysłuchać i każdemu pomóc, miłym słowem lub czynem. Przynajmniej za taką się uważałam, ale do czasu.
Moja babcia ma 87 lat. Rok temu spadła ze schodów. Lekarze mówili, że nie ma szans na chodzenie o własnych siłach, ale wbrew wszelkim prawom natury i fizyki, trzy miesiące po wypadku znów chodziła samodzielnie, bez żadnej pomocy.
Mieszkamy w różnych mieszkaniach, ale w tym samym budynku. Teraz nie spędzam z nią dużo czasu, bo jej stan się poprawia. Jedyne co muszę robić, to pomagać jej w dbaniu o siebie i utrzymaniu domu w czystości. Pomagam jej brać prysznic, obcinam paznokcie, dbam o włosy, sprzątam dom, gotuję dla niej…
Badanie rezonansem magnetycznym wykazało, że moja babcia miała liczne udary, oznaczone na skanie czarnymi kropkami. Lekarz stwierdził, że to, że chodzi i mówi, to jakiś cud, a jej trudne do zniesienia zachowanie to skutki choroby. Każdy nowy dzień przynosi nowe oskarżenia pod moim adresem. Jest kilka powtórzonych, ale głównie nowe.
– Zrobiłaś ze mnie osobę niepełnosprawną. Jestem przez ciebie inwalidą. Swoim źle wykonanym masażem uszkodziłeś mi plecy – takie stwierdzenia padły dzisiaj.
Skąd się wzięły te wszystkie oskarżenia? Po jej powrocie ze szpitala posmarowałam jej plecy maścią, która pomogła złagodzić ból. Teraz mogę powiedzieć, że nic jej nie jest. Chodzi tak samo jak przed pójściem do szpitala.
– Dlaczego mi to zrobiłaś? Nie żal ci starej kobiety? Nie patrz na mnie w taki wredny sposób!
Po takich tyradach mam ochotę naprawdę złamać jej kręgosłup, żeby dać jej to, na co zasługuje. Szybko przygotowuję jej jedzenie i biegnę do swojego mieszkania, żeby nie wyładować na niej swojej złości. Już myślę, że to nie jest moja babcia, tylko jakaś obca osoba, która z jakiegoś powodu mnie nienawidzi. Współczuję jej. Prawie nikt już jej nie odwiedza. Jedynymi gośćmi jestem ja i moja córka. Czasami odwiedza ją jej sąsiadka, Wiesia.
Obawiam się co będzie w przyszłości. Współczuje jej i sobie.