Około dwa lata temu mój syn wziął ślub z Heleną. Nie pałałam do tej dziewczyny sympatią od pierwszej chwili, gdy ją poznałam, ale nie chciałam za bardzo wtrącać się w wybory Tomka. Nawet nie chodziło o to, że to dziewczyna z wielkiego miasta, po prostu czułam, że zwyczajnie do siebie nie pasują – mój syn jest nauczony pracy i odpowiedzialności, skończył dobre studia techniczne i dzięki temu teraz świetnie zarabia, a Helena, mimo tego, że wychowała się w samej Warszawie, ledwo zdała maturę i skończyła jakieś studium kosmetyczne na własne potrzeby, a obecnie nigdzie nie pracuje.
Moja synowa zajmuje się przeglądaniem Internetu i nawet nie potrafi ugotować obiadu. Nie rozumiem co mój syn w niej widzi… Po ślubie zamieszkali w jednym z moich mieszkań, które tuż po maturze oddałam do użytku Tomkowi. To niespełna 30-metrowa kawalerka, podobna wielkością do tej, w której mieszkam ja, ale w zdecydowanie lepszej okolicy. Posiadam jeszcze 60-metrowe mieszkanie w centrum naszego miasta, które wynajmuję lokatorom, by zasilić mój budżet. Wszystkie trzy lokale należą do mnie, więc nie obawiam się, że Helena mogłaby rościć sobie prawa do połowy zajmowanego przez nich mieszkania.
Odkąd mój syn się ożenił, nasze kontakty nieco się ochłodziły i rzadziej się widywaliśmy, ale ostatnio coraz częściej dzwonił i zaczął znowu mnie odwiedzać. Domyślałam się, że czegoś może chce, ale udawałam, że niczego nie podejrzewam. Jakiś tydzień temu, Tomek wyznał mi, że Helena chciałaby mieć z nim dziecko, ale nie zamierza nic działać w tym kierunku, dopóki nie będą mieć większego mieszkania i wymyśliła, że powinni przeprowadzić się do mojego trzypokojowego mieszkania w centrum. Zdenerwowałam się, bo kobieta, która nie utrzymuje ze mną kontaktów, próbuje czerpać korzyści z mojego majątku!
Nie dość, że mieszka w moim mieszkaniu, to jeszcze chce, żebym oddała jej moje trzypokojowe mieszkanie. Ta dziewczyna jest bezczelna! Powiedziałam synowi, że powinni wstrzymać się z posiadaniem dzieci, dopóki nie odłożą pieniędzy na własne mieszkanie, a skoro im trudno, to zasugerowałam, żeby Helena znalazła sobie pracę. Myślę, że ich małżeństwo nie potrwa długo, a ja wcale nie będę po niej płakać i mam nadzieję, że mój syn również.