Zawsze myślałam, że takie rzeczy zdarzają się innym, że nas to nigdy nie będzie dotyczyć. Okazało się, że bardzo się myliłam.
Nazywam się Martyna i jestem lekarzem na oddziale pediatrycznym.
Pewnego dnia, gdy byłam na dyżurze, doszło do zdarzenia, które wywróciło moje życie do góry nogami.
Był spokojny wieczór, żadnych ciężkich przypadków, więc zajęłam się uzupełnianiem dokumentacji, gdy nagle ciszę przerwał rozpaczliwy krzyk:
– Ratujcie moje dziecko! Błagam, zróbcie coś!
Szybko wybiegłam na korytarz, stała tam młoda kobieta, na rękach trzymała kilku miesięczne dziecko.
Podbiegłam do niej, widać było, że maluch ma kłopoty z oddychaniem, złapałam dziecko i od razu skierowałam się na salę intensywnej opieki. Matka dziewczynki szła obok, i ciągle płacząc mówiła, że mała była przeziębiona, poprzedniego dnia dostała leki, a dzisiaj zaczęła czuć się gorzej i tracić oddech.
Po dwóch godzinach ciężkiej walki, udało nam się ustabilizować małą. Wyszłam na korytarz powiedzieć matce, że z małą wszystko będzie dobrze, jednak na razie musi zostać pod aparatem tlenowym, ale nic już jej nie zagraża.
– Kiedy będę mogła ją zobaczyć? – Naprawdę jest już dobrze? – pytała kobieta łapiąc mnie za rękę.
– Proszę się uspokoić, naprawdę wszystko jest pod kontrolą, proszę założyć fartuch i czepek i może pani do niej wejść – powiedziałam i wróciłam na dyżurkę.
Nawet nie zdążyłam usiąść do papierów, gdy zadzwonił mój prywatny telefon, a nigdy się to na dyżurze nie zdarzało. Mamy zasadę, że jeżeli nic ważnego się nie dzieje, moi bliscy nie dzwonią, gdy mam dyżur.
Wyjęłam z kieszeni telefon – dzwonił mój mąż.
Przez głowę przeleciała mi myśl – Przecież jest w delegacji, o mój Boże, pewnie musiało się coś stać jemu, albo Mikołajowi( Mikołaj to nasz syn, skończył medycynę i zaczął pracować w szpitalu w innym mieście).
Pełna najgorszych myśli odebrałam.
– Krzysztof, co … – nawet nie zdarzyłam dokończyć, gdy wszedł mi w słowo.
– Martyna, co z Mają? – Z Mają Lipiec, wiem, że przyjęliście ją w ciężkim stanie na oddział.
– Już wszystko w porządku, ale skąd ty o tym wiesz?
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Krzysiek, o co chodzi, co jest grane? – pytałam.
– To nie jest rozmowa na telefon, za około 3 godziny będę, wszystko Ci wyjaśnię – odpowiedział mąż i rozłączył się.
-Co mi chcesz wyjaśnić? O co w tym wszystkim chodzi? – pytałam sama siebie, a w głowie nieproszona pojawiła się pewna myśl, która nie dawała mi spokoju. Nie to niemożliwe, każdy, ale nie on, nie mój Krzysztof. A może jednak… Niech w końcu już przyjedzie i rozwieje tą niepewność.
No i przyjechał. Z potarganymi włosami, wpadł jak burza do pokoju lekarskiego.
– Kochanie – zaczął i popatrzył na mnie.
Widzę, że się już domyśliłaś, tak Maja jest moja i tak, jestem podłą świnią, kanalią i czym tylko chcesz żebym był. To nie było zaplanowane uwierz mi, przecież wiesz, że tylko ciebie kocham – mąż usiłował przytulić mnie do siebie.
Odsunęłam się od niego i nie panując nad emocjami warknęłam:
– Kiedy?
– Pamiętasz ten bankiet u nas w firmie na zakończenie tego wielkiego projektu? Nie mogłaś wtedy ze mną iść, miałaś dyżur, wzięłaś zastępstwo za Dorotę.
Poszedłem sam, byłem rozgoryczony i trochę zły, że tak mało czasu spędzamy razem, twoje dyżury prawie zawsze kolidowały z moimi firmowymi imprezami, koledzy się nawet podśmiewali, że mam żonę tylko na papierku. Tak było i tym razem.
Wypiłem trochę za dużo, no dobrze, upiłem się, urwał mi się film. Gdy się ocknąłem, byłem w łóżku z sekretarka szefa. Nic nie pamiętałem. Od razu jej wyjaśniłem, że między nami nic nie będzie, że to co się między nami wydarzyło to wina alkoholu. Powiedziała, że rozumie i nic ode mnie nie oczekuje, a po 3 tygodniach poinformowała mnie, że jest w ciąży. Ona dla mnie nic nie znaczy, bo tylko ciebie kocham, ale dziecko, ono niczemu nie jest winne. Powiedz, że mi wybaczysz – prawie błagał mój mąż.
– Nie wiem muszę pomyśleć, daj mi czas – naprawdę nie wiedziałam, co powiedzieć, to było jak grom z jasnego nieba.
Wyszedł, a ja nie wiedziałam jak dotrwałam do końca dyżuru, przed wyjściem zajrzałam jeszcze do dziewczynki. Spały spokojnie, i dziecko, i matka, nie mając pojęcia jak zmieniły moje życie.
Wróciłam do domu, spakowałam niezbędne rzeczy i wsiadłam w samochód. Prześpię się u syna – pomyślałam- zobaczę co u niego, a potem pojadę do mamy.
Muszę poukładać sobie wszystko w głowie, wszystko przemyśleć.
Od tamtej pory minęło 3 miesiące, mąż błaga o przebaczenie, syn mówi, żeby nie przekreślać wspólnych lat, a ja nie mogę.
Nie to, że nie mogę wybaczyć. Nie. Ja po prostu nie mogę mu zaufać.