Teściowa bardzo długo na mnie żerowała, nie było tygodnia, żeby czegoś ode mnie nie chciała. A to pojechać na działkę skosić trawę albo wypielić warzywa, a to pomóc w sprzątaniu, bo ją plecy bolą, innym razem trzeba było ją zawieźć na zakupy albo do fryzjera, bo biodro bolało i nie mogła daleko iść sama… A ja głupia dawałam się wykorzystywać, nie podejrzewając nawet, że mogła mieć ze mnie niezły ubaw, gdy z nieukrywaną troską biegałam, gdzie tylko mi kazała. Pewnego dnia popełniła błąd i wszystko się wydało.
To była sobota, więc wiedziała, że od rana jestem na nogach i zajmuję się obowiązkami domowymi. Zadzwoniła do mnie koło 7 rano i przypomniała, żeby podjechała jej po świeże warzywa i jaja na targowisko miejskie, miała bardzo słaby głos. Byłam wręcz przekonana, że znowu ma słabe ciśnienie, więc od razu przyszło mi do głowy, że zawiozę jej też coś ciepłego do zjedzenia. Akurat sprzątałam łazienkę, więc nie rozłączyłam połączenia, mając nadzieję, że ona to zrobi, ale tak się nie stało. Niczego nieświadoma teściowa zaczęła coś jeszcze mówić, śmiejąc się dość głośno. Chyba ktoś z nią był, bo brzmiała bardzo wesoło:
„Jak myślisz, mam talent, co? Znowu mi się udało ją urobić i nie muszę sama iść na zakupy. Ta dziewucha jest tak głupia, że nigdy się nie zorientuje, że udaję”. Byłam wściekła! Poczułam się oszukana i znieważona, nie rozumiałam co takiego jej zrobiłam, że musiała być tak okrutna, okazała się stereotypową teściową, bez krzty szacunku do mnie. Rozłączyłam się, by nie słuchać dalszego ciągu tych obelg i kpin ze mnie, a potem starałam się uspokoić. Po godzinie zadzwoniłam do niej i powiedziałam, że zepsuło mi się auto i nie mogę dla niej zrobić zakupów, po czym się rozłączyłam, zanim zdążyła coś powiedzieć. Przez resztę dnia nie odbierałam od niej telefonu. Gdy mój mąż wrócił z porannej zmiany w pracy, wszystko mu opowiedziałam, a on nie zareagował emocjonalnie. Odparł tylko: „Taka już jest”.
Zrobiło mi się bardziej przykro, bo przecież mógł mnie uprzedzić. Widział ile dla niej robię i nawet mnie nie ostrzegł! Postanowiłam się nie denerwować i poważną rozmowę z mężem zostawiłam na później. Następnego dnia rano odebrałam telefon od teściowej, która poprosiła, żebym podeszła do całodobowej apteki i wykupiła dla niej ostatnią receptę. Nie wytrzymałam, powiedziałam jej, że sama może sobie pójść albo poprosić syna, który jeszcze smacznie spał. Dodałam, że powinna się zastanowić również nad leczeniem u psychiatry, bo ewidentnie ma problem ze sobą. Oczywiście tym komentarzem wywołałam burzę, która zakończyła się rozwodem, ponieważ mój mąż wybrał swoją mamusię zamiast stanąć w mojej obronie. Żal mi tylko tych czterech lat życia, które na nich zmarnowałam.