Mam 45 lat, cudowną rodzinę i własny biznes. Moje dzieci niedługo idą na studia, a ja wraz z mężem planujemy kupić im mieszkanie, żeby nie musieli martwić się o wynajem. Oszczędzałam na ten cel całe dorosłe życie i jestem dumna, że stać mnie na to, by zapewnić dzieciom dobry start w przyszłość. Mój młodszy brat nie miał w życiu tyle szczęścia, zawsze gorzej się uczył i nie miał głowy do interesów, dlatego jeśli tylko mogę, to pomagam mu finansowo, ponieważ jego żona nie pracuje, a muszą wychować trójkę dzieci.
Kiedy nasi rodzice zmarli i zostawili mieszkanie w naszym rodzinnym mieście, natychmiast podjęłam decyzję, że zrzeknę się swojej części spadku na rzecz brata. Chciałam, by mieli w końcu własne mieszkanie i nie musieli martwić się o czynsz. Wszystkie dokumenty były już podpisane i myślałam, że uda mi się zachować to w tajemnicy przed mężem, ale mój brat postanowił do niego zadzwonić i zapytać czy mógłby nam jakoś pomóc za to co dla niego zrobiłam.
Brat od początku nalegał, żebyśmy podzielili się spadkiem po połowie i nie mógł się pogodzić z myślą, że chcę mu oddać całe mieszkanie, nie oczekując niczego w zamian. Dlatego bez konsultacji ze mną, kontaktował się z moim mężem i nieświadomie zapoznał go z moim planem, nie wiedząc, że chciałam zachować to w tajemnicy. Mój mąż nie podjął rozmowy z moim bratem, ale kiedy wróciłam do domu, robił mi wyrzuty, że lekką ręką pozbyłam się połowy nieruchomości po rodzicach.
Zarówno mąż, jak i dzieci, zażądali, abym wycofała swoją decyzję i zmusiła brata do spłaty mojej części spadku. Przykro mi, że nie szanują mojego zdania i nie potrafią postawić się na miejscu mojego brata. Nie zamierzam zmieniać zdania, ale nie wiem jak mam przekonać rodzinę, by pozwolili mi oddać całe mieszkanie bratu. Boję się, że wyjdzie z tego jakiś duży problem albo kłótnia, a zależało mi jedynie na tym, żeby poprawić los mojego jedynego brata.