„Po 30 latach małżeństwa łączyła nas tylko miłość do córki. Ula się wyprowadziła, a ja postanowiłam zostawić jej ojca”

„– Spotkanie ciebie tutaj, Anetko, to był prawdziwy cud – szepnął, nachylając nade mną twarz. Nie byłam specjalnie zaskoczona tym, że odważył się mnie pocałować. Podświadomie chyba na to przez ostatnie dni czekałam. – Gdybyś tylko była wolna…”.

Teoretycznie nie miałam powodów do narzekania, ale moje życie nagle wypełniła bolesna pustka. Ula, nasza jedynaczka, po studiach wyprowadziła się do miasta oddalonego od naszego o trzysta kilometrów.

– W dzisiejszych czasach to nie problem. Jest komputer, można rozmawiać nawet codziennie – mówiła.

To nie jest prawdziwa rozmowa – pomyślałam, ale zachowałam smutek dla siebie. Nadrabiałam miną.

Pękłam dopiero po jej wyjeździe

Na Olka nawet przez sekundę nie liczyłam. Mój mąż jest elektrykiem. To nie tylko jego zawód, ale też powołanie. Kiedy nie robi czegoś dla klientów w zakładzie, majsterkuje w domu.

– A może byś gdzieś pojechała, odpoczęła? – zaskoczył mnie, kiedy kolejny dzień popłakiwałam po kątach.

– A gdzie niby miałabym jechać? Przecież sprzedaliśmy działkę, kiedy potrzebne były pieniądze dla Uli na start w nowym mieście.
– Nie mówiłem o działce – prychnął Olek – ale o prawdziwym wyjeździe. Żona Rafała była ostatnio w Bułgarii. Wróciła zachwycona. Ceny niższe niż w Polsce, pogoda gwarantowana…
– Nie lubię upałów – przerwałam, bo propozycja tak mnie zaskoczyła, że nie wiedziałam, co myśleć.

Byliśmy małżeństwem prawie 30 lat i Olek nigdy z niczym podobnym nie wyskakiwał.
– Gdybyś poleciała teraz, temperatury byłyby znośne – nie ustępował.
– Ale z tobą? – spojrzałam na niego.
– Przecież wiesz, że nie mogę zostawić serwisu. Klienci czekają. Ale ty mogłabyś w końcu pozwolić sobie na jakąś przyjemność. To co, pomyślisz?

Początkowo pomysł wydawał mi się niedorzeczny

Nigdy nie wyjeżdżałam sama, ostatnio w ogóle nigdzie nie wyjeżdżałam. Jakby to wyglądało? Starsza pani szuka przygód? Z drugiej strony, taki wyjazd mógł stanowić miłą odskocznię od smutnej codzienności. W domu wszystko przypominało mi o tym, że Ula już z nami nie mieszka.

– Polecę na tydzień do tej Bułgarii – oznajmiłam mężowi. – Ale jesteś pewien, że nas na to stać?
– Jestem! Wspaniale, że się zdecydowałaś. Jutro podjadę do biura podróży i załatwię formalności.

Jak obiecał, tak zrobił. Dwa tygodnie do wyjazdu upłynęły mi więc na gorączkowych przygotowaniach. Nagle okazało się, że nie mam a to olejku do opalania, a to odpowiedniego kostiumu, a to sandałków. Olek wszystkie wydatki akceptował bez mrugnięcia okiem. W końcu to on namówił mnie na ten wyjazd.

Przyznam, że momentami nie poznawałam własnego męża. Był równie samotny jak ja. Może dlatego tak się rozumieliśmy?

Byłam oszołomiona, zmęczona, ale i podekscytowana

Sympatyczna rezydentka zawiozła nas do położonego na obrzeżach miasta hotelu. Olek pomyślał nawet o tym, żeby zarezerwować mi pokój z widokiem na morze. Kochany, pamiętał, że uwielbiam zasypiać kołysana szumem fal.

Po raz pierwszy od dawna zatęskniłam nie za Ulą, ale za mężem. Żeby nie myśleć o swoim nie za wesołym życiu, wyszłam rozejrzeć się po okolicy. I właśnie wtedy zaczepił mnie starszy mężczyzna. Zwróciłam na niego uwagę już wcześniej, bo patrzył na mnie podczas podróży autokarem do hotelu.

– Wybiera się pani na spacer po mieście? – spytał.– Sama?

– A to niebezpieczne?
– Skąd? – zaprzeczył. – Bułgaria to bezpieczny kraj. Szczególnie tu, na wybrzeżu, mieszkańcy dbają o turystów. Zresztą za chwilę sama się pani przekona. Pierwszy raz w Bułgarii?
– Pierwszy – przyznałam.
– To muszę pani pokazać kawałek naszej pięknej Warny. Nie chwaląc się, uważam się za przewodnika po tym mieście. Przyjeżdżam tu co roku.

Spojrzałam na mężczyznę zaciekawiona, ale o nic nie spytałam. Musiał zrozumieć to spojrzenie, bo uśmiechnął się lekko, jakby zawstydzony.

– Przez wiele lat przyjeżdżałem do Bułgarii ze swoją żoną. Kochała ten kraj. Jeździliśmy samochodem, nie było nas stać na luksus podróży samolotem – opowiadał. – Choć moja żona zmarła 5 lat temu, ja nie potrafię wyzbyć się starych nawyków. Dopiero tu odżywam. Nad Morzem Czarnym mam wrażenie, że czas się zatrzymał, że moja Gosia wciąż tu jest… Przepraszam, nie powinienem zanudzać pani swoimi smutkami – urwał gwałtownie.

Chciałam powiedzieć, że ja też kogoś ostatnio straciłam, ale zdałam sobie sprawę, jak głupio by to zabrzmiało. Przecież Ula żyła, co więcej – była szczęśliwa. Jakże porównywać moją stratę z prawdziwą tragedią, jaka spotkała tego nieznajomego?! Zaproponowałam więc:

– Mówmy sobie po imieniu. Aneta.
– Karol – uśmiechnął się mężczyzna. – To chodźmy, Anetko. Pokażę ci kawałek prawdziwej Bułgarii.

To był niezapomniany wieczór. Kiedy wróciliśmy do hotelu, dochodziła północ. Dopiero w tym momencie zdałam sobie sprawę, że tego dnia czas biegł tak szybko, że nawet nie zadzwoniłam do Olka i nie dałam mu znać, że bezpiecznie dotarłam.

– Zobaczymy się jutro? – spytał Karol. – Możemy wspólnie poplażować, jeśli ci to odpowiada.

Niewiele myśląc, powiedziałam:
– Tak. Do zobaczenia.

Kolejne dni spędziliśmy razem

Rano zwykle szliśmy na godzinę czy dwie na plażę. Później Karol zabierał mnie na spacer. Jedliśmy obiad, czasami spotykaliśmy się jeszcze na kolacji. Prawie cały czas rozmawialiśmy. Byłam zaskoczona, jak łatwo otworzyłam się przed nieznajomym przecież człowiekiem. Miałam wrażenie, jakbyśmy znali się od lat.

Karolowi mówiłam to, czego nie miałam odwagi powiedzieć mężowi. Zwierzałam mu się z tęsknoty za córką i strachu przed nadchodzącą nieubłaganie starością. Suchej nitki nie zostawiłam też na Olku, podkreślając, że nie mam co liczyć na jego zrozumienie. Karol mówił o miłości do zmarłej żony i o swojej samotności. Dzień przed moim wyjazdem Karol zaprosił mnie do romantycznej knajpki.

– Spotkanie ciebie tutaj, Anetko, to był prawdziwy cud – szepnął, nachylając nade mną twarz.

Nie byłam specjalnie zaskoczona tym, że odważył się mnie pocałować. Podświadomie chyba na to przez ostatnie dni czekałam.

– Gdybyś tylko była wolna… – dodał z wyraźnym smutkiem w głosie.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Niewypowiedziane zdanie zawisło między nami jak pożegnalny gest. Następnego dnia Karol odprowadził mnie do autokaru. Wyraźnie unikał mojego wzroku.

– Pamiętaj, wystarczy, że zadzwonisz – szepnął, wciskając mi w dłoń wizytówkę. – Nie musisz do końca życia cierpieć samotności we dwoje w wypalonym małżeństwie.

Jak powiedzieć Olkowi, że od niego odchodzę?

Przez cały lot usiłowałam uciszyć gonitwę myśli. Nie potrafiłam zapomnieć o Karolu. A może on ma rację? – zastanawiałam się. Może z boku widzi to, czego nie nazwałam wprost? Że bez Uli nasz dom to tylko pusta klatka dla dwojga obcych sobie ludzi?

Przecież dla Olka tak naprawdę liczyła się jedynie praca. Nie ja. Byłam pewna, że zastanę go pochylonego nad jakimś zepsutym sprzętem.

W głowie układałam sobie, co powiem. Może zacznę od:

– Czy ty w ogóle zauważyłeś, że mnie nie było? A potem wyznam, że ten wyjazd do Bułgarii otworzył mi oczy, wiele zrozumiałam, no i poznałam Karola, i… Ale w domu czekała na mnie niespodzianka. Mąż siedział przy stole, na którym stał półmisek z makaronem z sosem pomidorowym.

– Nareszcie – powiedział na mój widok tak cicho, że ledwo usłyszałam.

Tego wieczora zrozumiałam prostą prawdę, której jakoś nie mogłam pojąć wcześniej. Że są różne sposoby okazywania miłości. Olek może nie umie dużo mówić, ale przecież od tylu lat mnie kocha. Co okazał, wykupując mi tę wycieczkę do Bułgarii. A ja, głupia, nie widziałam tyle czasu, jakie szczęście mam pod nosem.

Wizytówkę od Karola wyrzuciłam. Wcześniej podarłam ją na drobne kawałki – żeby w gorszej chwili nie przyszło mi do głowy zadzwonić. Zniszczyć coś jest łatwo, a solidną budowlę, jaką jest małżeństwo, buduje się długie lata. Musiałam spędzić tydzień prawie dwa tysiące kilometrów od domu, żeby to zrozumieć.z

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *