„Zdałam sobie sprawę, że nie wpuszczę już mojego syna i jego rodziny do mojego domu na wsi. Nie pomagają mi w niczym, tylko ciągle się rządzą!”
Wszystko zaczęło się po tym, jak kupiłam sobie domek letniskowy. Nikt mnie nie wspierał, wszyscy próbowali mnie odwieść od tego pomysłu. Podobno na starość nie poradzę sobie z takim ciężarem. Zainwestuje w to pieniądze, ale też ile zdrowia? Jakbym ich o coś poprosiła!
Ale zaraz po tym, jak dostałam kupiłam nieruchomość, moi bliscy natychmiast zaczęli do mnie wydzwaniać. Jeśli po prostu od czasu do czasu by mnie odwiedzali, to byłoby w porządku, ale przyjeżdżają bardzo często, bez zapowiedzi i wtrącają się we wszystko. Próbują rozporządzać moim majątkiem tak, jakby należał do nich, a jeśli zacznę robić wyrzuty, to od razu się urażają. Kupiłam ten domek dla siebie.
Dom miałam tylko w dzieciństwie. Wtedy rodzice postanowili go sprzedać i przeprowadziliśmy się do miasta. Najpierw studia, małżeństwo, potem dziecko, a potem zmarł mój mąż. I ciągłe marzenie o domku na wsi schodziło na dalszy plan.
Teraz syn jest dorosły i prowadzi niezależne życie. Mogę w końcu zająć się sobą, chce przynajmniej latem trzymać się z dala od hałaśliwego miasta. Więc powoli oszczędzałam pieniądze i zajęło mi to wiele lat. A kiedy przeszłam na emeryturę, miałam odpowiednią kwotę, więc zaczęłam szukać odpowiedniej opcji.
Syn ożenił się, założył rodzinę i ma dziecko. Mieszkają z synową i nadal nie mają swojego mieszkania. Po wiadomości, że planowałam kupić domek na wsi, moja synowa zaczęła mi robić wyrzuty, że nie mają własnego kąta, a ja chcę wydać pieniądze na spełnienie mojego marzenia. Tylko ja szybko zamknęłam jej buzię, bo jej mama ma dwa mieszkania. Więc niech robi wyrzut matce, a nie mi. A ona mi odpowiedziała: „Dostanę je oba po jej śmierci!”
Cóż, mój syn też odziedziczy wszystko po mnie, zarówno domek jak i mieszkanie.
Od tamtej pory już się do mnie nie zbliżała, ale mój syn wciąż mi odradzał zakupu, a to że cena jest zbyt wysoka, a to, że to daleko itd, ale go nie słuchałam.
Kupiłam domek w przeddzień kwarantanny, a że pojechaliśmy tam z synem i całą rodziną, to mieszkaliśmy przez całą wiosnę razem. Synowa najbardziej się przejmowała, że nie starczy miejsca dla wszystkich, ale ja kupując go wybrałam dom tylko dla siebie.
Przez pierwszy rok prawie nic nie robiłam na wsi. Ścinałam tylko drzewa, posadziłam krzewy i wyremontowałam dom. Postanowiłam, że od nowego sezonu zabiorę się za ogrodnictwo.
Wnuk pójdzie do przedszkola, a synowa pójdzie do pracy więc nie będą tak często przyjeżdżać, ale okazało się, że jest w ciąży z drugim dzieckiem, więc latem znowu chcieli mnie odwiedzić. W końcu dziecku lepiej jest na świeżym powietrzu.
Najprawdopodobniej myśleli, że domek na wsi jest już ich. Postanowili zrobić plac zabaw dla dzieci na podwórku, a tam nie było zbyt dużo wolnego miejsca. Dom zajmuje większą cześć działki, więc trzeba zaplanować każdy centymetr przestrzeni.
„Mamo, oszczędzasz kawałek ziemi dla swoich wnuków?” – Zaczął docinać mi mój syn.
Mogliby po prostu poprosić mnie o pozwolenie, w końcu postanowili zająć najlepsze miejsce na całej działce, po słonecznej stronie. Powiedziałam im, żeby przenieśli cały swój sprzęt w cień, razem z basenem i piaskownicą. Wkurzyli się, ale mnie posłuchali.
Wtedy synowa oświadcza, że cierniste krzaki tu nie pasują, agrest jej przeszkadzał, bo dzieci mogą się o niego podrapać. Więc pomyślałam sobie „To pilnuj ich tak, żeby się nie podrapali i wspinali tam, gdzie nie muszą.”
Matka synowej stanęła po stronie córki, rzekomo posadziłam jakieś krzaki ponad bezpieczeństwo i zdrowia moich wnuków. Powiedziałam, że byłoby lepiej, gdyby rodzice ich pilnowali, na co wszyscy prychnęli, ale nie skomentowali tego co powiedziałam. Nie wyraziłam oczywiście zgody na wycięcie krzaków.
A kiedy synowa chciała świętować swoje kolejne urodziny na wsi i to bez mojej wiedzy, moja cierpliwość się wyczerpała.
„W czym teściowa widzi problem? Co niby stanie się z domem?”
Powiedziałam, że to mój domek i moja działka. W domu pełno jest ich rzeczy, nic nie trzymają u siebie, tylko przywożą tutaj na wieś. Przywieźli tutaj leżaki, urządzili plac zabaw i zawsze jestem stawiana już przed faktem. Ciągle zapraszają osoby, których nie znam i organizują grille za znajomymi, a ja zajmuje się ich dziećmi w domu, kiedy siedzą z nimi do później nocy na podwórku.
Postanowili się na mnie obrazić i powiedzieli, że tak się nie robi rodzinie, więc odpowiedziałam im tym samym. Ciągle sami się tutaj wpraszają, nawet nie zapytają czy mogą przyjechać, są co tydzień i zachowują się jak u siebie. Chcę w pełni korzystać z domku i wszystko będzie po mojemu…