Drogie kobiety, zanim zaczniecie narzekać na teściową, popatrzcie na siebie. Moja dobra przyjaciółka, Anna, już w wieku dziewiętnastu lat była matką dwojga dzieci. Skąd ten pośpiech? Nie wiadomo. Poznałam ją trochę później, jako aktywną, zdeterminowaną i ambitną kobietę. Jeśli była taka sama w młodości, to wszystkie jej decyzje nie były impulsem, ale przemyślanymi krokami.
Gdy Anna posłała dzieci do żłobka, zrobiła kilka kursów w zakresie prowadzenia własnego biznesu i otworzyła swoją firmę. Kiedy trochę zarobiła, zdecydowała się na studia ekonomiczne, a teraz jest główną księgową w renomowanej firmie z kapitałem zagranicznym.
Kiedy jej starszy syn skończył 10 lat, zmarł mąż Ani i musiała sama wychować dzieciaki. Już wtedy zaczęła ich przygotowywać do dorosłości. Od razu im zapowiedziała, że gdy tylko skończą szkołę średnią, sami będą musieli o siebie zadbać, nie będzie płacić za studia, więc muszą wybrać kierunek, który ich interesuje i starać się o stypendium. Kiedy starszy syn, będąc jeszcze studentem trzeciego roku, zdecydował się na ślub, Anna pokryła połowę kosztów wesela i powiedziała: „To koniec wsparcia finansowego”. Po weselu dzwoniła raz w miesiącu, żeby zapytać, jak się mają. Starszy syn się postarał i po dwóch latach uczynił Annę babcią. Jaka była jako babcia?
Energiczna i elegancka kobieta czterdzieści plus, która lubiła chodzić zarówno do teatru, jak i do nocnego klubu potańczyć. Była niewysoka, ale zgrabna, co rano biegała i ćwiczyła jogę. Oczywiście odwiedzała swojego wnuka, przyniosła prezenty, przytulała go kilka minut i jechała dalej. Synowa ostrożnie, i nie ma się co dziwić, przecież to nie jest babcia w chustce na głowie, tylko kobieta w średnim wieku, zapytała, czy mogłaby liczyć na pomoc Anny w opiece nad dzieckiem. Anna stanowczo powiedziała: „nie”.
Przy okazji, Anna ma swojego partnera i swoje życie osobiste, a przede wszystkim, wciąż jest w stanie urodzić własne dzieci. Zawsze tłumaczy się tak samo, ona nie otrzymała pomocy od swojej teściowej i dzieci musiała wychować sama. I świetnie sobie dała radę, więc i synowa sobie poradzi, musi tylko chcieć.