Jesteśmy z Waldkiem szczęśliwym małżeństwem już od dwudziestu sześciu lat. Nasze dzieci są dorosłe. Syn ożenił się w zeszłym roku a córka studiuje i mieszka jeszcze z nami.
Zarówno ja, jak i mój mąż, nie mamy już ojców. Zostały nam tylko matki. Do pewnego momentu wszystko układało się dobrze ale od jakiegoś czasu nasilają się w naszej rodzinie spięcia. A ich sprawcą jest nie kto inny jak moja mama. Ostatnimi czasy nie słyszę od niej niczego innego, tylko same pretensje i żale.
– Pomagałam Wam kupić mieszkanie po ślubie. Teraz Wy musicie mi pomóc. To niesprawiedliwe, że więcej pomagasz swojej teściowej niż własnej matce! – mama nie kryje oburzenia.
Faktycznie, rodzice pokryli jedną trzecią kosztów naszego mieszkania. Niemniej teściowa pokryła taką samą część. Tyle, że ona nigdy nam tego nie wypomina.
Nasz syn wraz z żoną również wzięli mieszkanie na kredyt. Pomagamy im, podobnie jak nasze matki pomogły nam. I pomagamy również naszym mamom, bo zdajemy sobie sprawę, że ciężko im przeżyć z emerytury.
Trzy lata temu moja teściowa poważnie zachorowała. Mąż zaczął z nią jeździć od lekarza do lekarza, w końcu wylądowała w szpitalu. Następnie czekała ją długa rehabilitacja i branie leków do końca życia. Leków, które należą do tych droższych i nie mają tańszych odpowiedników. Moja teściowa nie byłaby w stanie ich wykupować, więc ten obowiązek spadł na nas.
Moja mama na początku nie zdawała sobie sprawy, ile pieniędzy wydajemy na leczenie teściowej. Dzwoniła do niej, by dowiedzieć się o jej zdrowie i urządzały sobie krótkie pogawędki o niczym. Któregoś dnia moja teściowa jej się pożaliła:
– Tylko to lekarstwo mi pomaga. Po nim czuję się lepiej. Tylko jest mi głupio przed dziećmi, że wzięli wszystkie koszty na siebie. Tyle pieniędzy muszą na mnie wydawać a jeszcze czeka ich wydatek po narodzinach wnuka. Jeśli Bóg pozwoli, to dożyję momentu, w którym wezmę na ręce swojego pierwszego prawnuka. Czuję się jak ciężar u ich ramion.
Po tej rozmowie mama postanowiła odbyć ze mną rozmowę. Wyskoczyła z pretensjami, że wydajemy tyle pieniędzy na teściową a jej samej pomagamy tylko symbolicznie. Nie docierały do niej tłumaczenia, że matka mojego męża jest bardzo chora i potrzebuje teraz naszej pomocy. Że nie dostaje od nas pieniędzy na rozrywki, tylko na leczenie. Taka sama sytuacja byłaby, gdyby to ona zachorowała.
– Jaka to różnica, kto jest chory, a kto nie? Powinnaś mi pomagać w takim samym stopniu jak jej. Chciałabym pójść na masaż, na basen, do sauny. To też jest ważne dla mojego zdrowia, żebym nie zachorowała. Jeżeli możesz na teściową tyle wydawać, to możesz także tyle wydać na mnie. Bądź tak dobra i mi pomóż.
Zupełnie się nie spodziewałam takich słów od matki. Ja rozumiem, że na emeryturze jest ciężko ale moja matka chyba zrobiła się wręcz bezczelna. Nie dociera do niej, że nasze możliwości finansowe mają jakieś granice. Matka mi wypomina, że traktuję lepiej teściową niż własną matkę. Kiedy mój mąż to usłyszał, stwierdził, że już nie będzie pomagał mojej matce.
Moja mama wciąż wypomina nam mieszkanie i uważa, że jesteśmy zobowiązani spłacić jej to, co włożyła. Nie rozumie, że przez te wszystkie lata wydaliśmy na nią więcej, niż ona kiedykolwiek nam dała. Gdyby podejść do tego w ten sposób, to ona musiałaby oddawać pieniądze nam.
Znajomi doradzają nam, żebyśmy zrobili kalkulację kosztów i pokazali matce ile przez te lata wydaliśmy na nią pieniędzy. Że nasz dług został już dawno spłacony z nawiązką.
Ale nie sądzę, żeby cokolwiek zrozumiała… nie wiem już jak mam do niej dotrzeć.