Karol nie przyszedł. Nie zjawił się nawet pożegnać swojego ojca przed śmiercią, nie pomógł matce w zorganizowaniu pieniędzy na pogrzeb, mimo, że kilka lat temu dała mu wszystkie swoje oszczędności na samochód.
„Przyszedł tu na drugi dzień, jak gdyby nigdy nic” – mówi o swoim jedynym synu siedemdziesięcioletnia Janina – „tyle razy wcześniej dzwoniłam do niego, prosiłam, żeby mnie odwiedził, ale wszystko na próżno! Przez chorobę przez dwa lata nie mogłam wstać z łóżka, a teraz ledwo wstaję – tylko po to, żeby dojść do kuchni i łazienki…”
Syn Janiny, trzydziestopięcioletni Karol, był jedynakiem. Rozpieszczali go jak tylko mogli. Kupowali mu wszystko, czego tylko zapragnął. Pozwalali mu dosłownie na wszystko. Gdy tylko ojciec go trochę ukarał, chłopiec biegł prosto do matki, a wtedy Janina mówiła mężowi, że nie należy go karać – przecież to mały chłopiec.
Czas mijał i ten „maluch” stał się dorosły. Jednak jego dziecięce zachcianki nie odeszły w niepamięć. Żeby zastąpić sobie rodziców, Karol szybko znalazł posłuszną i uległą żonę. Niezbyt piękną, ale pokorną – w sam raz dla niego. Zrobi dla niego wszystko – ugotuje, upierze, wyprasuje i będzie mu służyć, jak on tylko zechce, mimo że sama również pracuje na dwie zmiany w jadalni jako kucharka. Przeprowadził się, by z nią zamieszkać, gdyż odziedziczyła po babce mieszkanie, co prawda w starym domu na obrzeżach stolicy, ale jednak własne.
Karol najpierw znalazł pracę jako windykator, jednak dość szybko miał dość tego zajęcia, więc zrezygnował i przez trzy lata żył na koszt żony. Potem od czasu do czasu pracował w różnych miejscach na pół etatu, ale stwierdził, że nie ma co się tak męczyć – żona zawsze da mu trochę pieniędzy, jak ją poprosi.
Z czasem zaczął zapominać o rodzicach – nie tylko nie przyjeżdżał do domu, ale nawet nie zadzwonił. Jego matka wydzwaniała i mówiła: „Karol, wracaj do domu, twój ojciec jest bardzo chory”. Ale syn nigdy nie przyjechał. Jego ojciec zmarł… Karol nie tylko nie pomógł matce zorganizować pogrzebu, ale też nie przyszedł odprowadzić ojca w ostatnią podróż, tłumacząc się chorobą.
Jego matka też zaczęła chorować – wiek robi swoje. W ostatnich latach Karol przyszedł w odwiedziny tylko raz, gdy jego matka była poważnie chora, by prosić ją o pieniądze na samochód. Matka oddała mu ostatnie swoje oszczędności, zostawiając sobie tylko niewielką sumę, tak na wszelki wypadek.
Przecież Karol wie, że jego matka jest chora, że trzeba jej pomóc – albo zawieźć do lekarza, albo posiedzieć z nią, podać leki i coś do jedzenia. Ale on ma to gdzieś! Janina długo tolerowała taką postawę, ale potem poddała się i zrozumiała, że nie dostanie od syna żadnej pomocy.
Kobieta dowiedziała się, że córka sąsiadów, Joanna, skończyła studia i pracuje jako pracownik socjalny. Wtedy Janina postanowiła zwrócić się do niej: „Asiu, pomóż mi, proszę, potrzebuję, żebyś raz w tygodniu robiła dla mnie zakupy spożywcze, a ja dam ci za to tysiąc złotych miesięcznie”.
Joanna wszystko rozumiała – rodzice opowiedzieli jej o relacji Janiny z jej synem. Zaczęła pomagać starszej sąsiadce, nie chcąc za to zapłaty. Kupowała i przynosiła jedzenie, gotowała zupę lub ziemniaki. Janina nie musiała nic robić. Joanna, kochana dziewczyna, bardzo się nią zajęła. Kiedy Janinie nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, Joanna pomagała sąsiadce, wyprowadzając ją na podwórko, żeby usiadła na ławce i zaczerpnęła świeżego powietrza.
Janina załamywała ręce i mówiła: „Gdyby nie ty, Joasiu, na pewno już by mnie nie było”. A Asia tylko się zawstydzała i mówiła: „Proszę tak nie mówić, zawsze pani pomogę, kiedy będzie tylko taka potrzeba”. Trwało to przez długi czas.
Syn zapomniał o swojej matce. Kobieta postanowiła napisać testament i przepisała mieszkanie na Joannę. Mimo, że dziewczyna nie chciała się na to zgodzić – po prostu zawsze pomagała Janinie bezinteresownie – to starsza sąsiadka nalegała. Gdy syn dowiedział się o testamencie, natychmiast zadzwonił do matki, po raz pierwszy od czterech lat i w złości zaczął wyrażać swoje niezadowolenie. Matka wysłuchała jego krzyków i spokojnie odpowiedziała: „Synu, masz to, na co zasłużyłeś…”.