Mieszkaliśmy wtedy już w Warszawie. Ze starymi przyjaciółmi ze wsi kontaktowaliśmy się głównie telefonicznie albo przez internet. Rzadko się spotykaliśmy, a jeśli już coś razem planowaliśmy, to wyjazdy na wakacje za granicą. Spotkania na neutralnym gruncie zdecydowanie nam wystarczały i nie zapraszaliśmy ich do siebie.
Kiedyś jednak odwiedziła nas przyjaciółka ze swoim mężem i byli niesamowicie zaskoczeni tym, że w środku zimy w pobliżu naszego bloku sprzedawane są różne egzotyczne owoce. Dla nich to było coś tak nieprawdopodobnego, jak lądowanie statku kosmicznego. Ogólnie rzecz biorąc, tacy to ludzie.
Ta para w ciągu trzech dni zepsuła mi nerwy tak bardzo, że postanowiłem już nigdy więcej nie gościć nikogo w moim domu. Wówczas byłem jeszcze dość młody i wiele mogłem znieść, więc jakoś przeżyłem tę wizytę, ale potem miała nastąpił kolejna!
Moja żona wyjechała w delegację, więc postanowiłem odwiedzić krewnych na wsi, aby nie nudzić się samemu w czterech ścianach, tym bardziej, że akurat miałem wolne. Kiedy wróciłem, portier mi powiedziała, że jakaś para z walizkami pytała o mnie. Nie zamierzałem jednak przywiązywać do tego wagi, ponieważ nie spodziewałem się nikogo.
Kiedy wszedłem do mieszkania i zacząłem sprawdzać skrzynkę pocztową, zobaczyłem pełną wściekłością wiadomość od tej samej przyjaciółk.Okazało się, że przyjechali do nas, bo chcieli zrobić nam niespodziankę, ale nas nie było w domu. Przez nas musieli wydać pieniądze na hotel. Chciałem coś odpowiedzieć, ale postanowiłem powstrzymać się dla własnego dobra.
Potem zapytała mnie, kiedy będę w domu, ponieważ nie wiedzą, na ile nocy zarezerwować hotel. Odpowiedziałem krótko i jasno:
– Nie będzie nas do końca lata, więc chyba będzie lepiej, jak wrócicie do siebie.
I wtedy zaczął mi dzwonić telefon, zobaczyłem, że to ona dzwoni. Odebrałem, a po drugiej stronie słuchawki bez żadnego powitania, bez niczego, tylko od razu pytanie:
– A Wasz syn ma klucze? Może nam otworzyć?
Wtedy zakończyłem połączenie i umieściłem jej numer na czarnej liście. Zszedłem na dół do portiera i powiedziałem, aby nie wpuszczać tych osób, które były tutaj z walizkami, bo jeśli będę oczekiwał gości, to go o tym powiadomię.
W moim otoczeniu nie ma ludzi, którzy tak bezczelnie by się do kogoś wpraszali. Wszyscy wiedzą, że lepiej mnie nie zaskakiwać, a oni chcieli zrobić inaczej i niestety, ale wyszło jak wyszło. Gdyby mnie powiadomili o wizycie, to byłoby zupełnie inaczej, a tak, to niestety. Nie cierpię nieproszonych gości, podobnie jak inni ludzie w moim otoczeniu.