Paulina siedziała na przystanku autobusowym i nie wiedziała co robić: ukochany ją zostawił. Nagle podbiegł do niej mały chłopiec, mocno ją przytulił i powiedział: „Mamo!”
Paulina i Piotr przyjaźnili się od dzieciństwa. Już w przedszkolu byli nierozłączni. Dziecięca przyjaźń przerodziła się w młodzieńczą miłość, a potem w dorosłe uczucie. W szkole siedzieli w jednej ławce, chłopak nosił jej plecak i odprowadzał do domu. Piotr od dziecka powtarzał, że poprowadzi ją do ołtarza. Wszyscy z ich otoczenia byli pewni, że w przyszłości zostaną małżeństwem. Paulina od dawna czekała, aż Piotr się oświadczy, jednak z jakiegoś powodu się wahał. W małej miejscowości, gdzie mieszkali, wszyscy wiedzą wszystko o innych, więc ich ślub był oczekiwany od dawna. Pewnego dnia Paulina miała dla Piotra dobrą wiadomość. Młodzi szli wzdłuż brzegu rzeki, gdy Paulina i powiedziała cicho: „Muszę ci coś powiedzieć. Będziemy mieli dziecko.” Piotr milczał przez chwilę, a potem powiedział: „Dobrze, zróbmy przyjęcie zaręczynowe w sobotę.” Dziewczyna podskoczyła z radości, nie zważając, że jego twarz nie wyrażała szczęścia. Nadszedł dzień zaręczyn. Paulina, jej mama i siostra przygotowały przyjęcie. Paulina jednak nie powiedziała o ciąży rodzinie, chciała to zrobić w odpowiednim czasie.
Wszystko było już przygotowane i oczekiwali na przyjście gości. Tego dnia dziewczyna nie mogła się uspokoić. Co pięć minut wyglądała przez okno. Już zaczynała się martwić. Goście przybyli i usiedli przy stole, a ona wsłuchiwała się w każdy dźwięk dochodzący z podwórka. Kilka razy wybiegała na zewnątrz. Słońce zaszło już za horyzont, ale Piotr wciąż nie przychodził. Następnego dnia Paulina siedziała na przystanku i płakała. Zrozumiała, że Piotr ją zostawił. Zastanawiała się co dalej, bo za kilka miesięcy wszyscy we wsi będą wiedzieć o ciąży. Jak patrzeć ludziom w oczy? Co z moją rodziną? Co oni na to powiedzą? Nagle ktoś dotknął jej ręki. Spojrzała w górę i zanim się zorientowała, około sześcioletni chłopiec złapał ją za szyję i zaczął płakać, mówiąc: „Mamusiu, mamusiu, gdzie byłaś? Tak długo cię szukałam!” Paulina nie rozumiała, co się dzieje. Podbiegł jakiś mężczyzna, prawdopodobnie ojciec. Próbował zabrać dziecko, ale chłopiec jeszcze mocniej przytulił się do Pauliny. Przytuliła dziecko i uspokoiła je.
Mężczyzna usiadł obok niej. Kiedy chłopiec zasnął, mężczyzna zaczął mówić: „Przepraszam, po prostu Jasiu bardzo tęskni za swoją mamą. Mój syn został ze mną. Nigdy wcześniej nie zachowywał się w ten sposób. Nie wiem, co go naszło. Ale widzę, że tobie też nie jest łatwo. Dlaczego płakałaś? Paulina niespodziewanie opowiedziała wszystko nieznajomemu. Zamilkł, a potem zaproponował: „To wyjdź za mnie. Jasiu nie bez powodu wybrał cię na swoją matkę. Może to znak od losu? Wychowam twoje dziecko jak swoje własne.” „Ale ja nawet nie znam twojego imienia” – powiedziała dziewczyna. „Paweł” – odpowiedział nieznajomy. Miesiąc później wyprawili małe wesele. Paulina przeprowadziła się, by zamieszkać razem z Pawłem, z dala od plotek mieszkańców. Ludzie tam przyjęli ją dobrze, bo szanowali Pawła za jego pracowitość i uczciwość. Był też szczery i życzliwy, nigdy nie odmawiał pomocy ludziom, którzy prosili go o nią prosili. Paulina nie wiedziała, że jej mąż jest właścicielem dużego gospodarstwa. Żyli szczęśliwie i mieli jeszcze dwoje wspólnych dzieci. Kochali wszystkie jednakowo.
Wiele lat później w ich domu zebrały się dzieci i wnuki, by świętować pięćdziesiątą rocznicę ślubu swoich rodziców. Jan oparł głowę na ramieniu matki i powiedział cicho: „Pamiętasz, mamo, jak przyszedłem do ciebie po raz pierwszy? Wiedziałam, że nie jesteś moją prawdziwą mamą, ale czułam, że możesz nią być, że będziesz mnie kochać i nie opuścisz mnie.”