– Gosiu, to naprawdę wspaniała okazja! – przekonywała mnie Ela. – Forsy wydacie niewiele, bo przecież odpadną wam noclegi. Na jedzeniu też zaoszczędzicie, jak będziecie gotować w domu… – wyliczała. – No i zmiana otoczenia: spacery nad morzem, zachody słońca… Może wreszcie przestaniecie się kłócić.Ten argument w końcu przeważył.
Ela była moją koleżanką z pracy. Przyjaźniłyśmy się już kilka lat. Dlatego nie kryłam przed nią, że ostatnio w moim małżeństwie nie dzieje się najlepiej.
– Marek zrobił się jakiś nerwowy, to chyba przez problemy w pracy… – zwierzałam jej się.
Od męża wiedziałam, że w jego firmie są zwolnienia. Mieliśmy jeszcze do spłacenia spory kredyt za mieszkanie…
– Nie poradzimy sobie, gdyby przyszło nam żyć tylko z jednej pensji – powtarzał coraz częściej.
Przekonywałam, że na razie go nie zwalniają.
– Nie martw się na zapas. Jakoś sobie poradzimy – pocieszałam go.
Mój mąż nakręcał się coraz bardziej
Potrafił złościć się bez powodu, bywał opryskliwy… A kiedy chciałam się do niego przytulić, odsuwał się jak oparzony. Tak, ten wyjazd mógłby nam pomóc. Pamiętałam, że Marek uwielbiał spacery po plaży…
– Kuzyn Eli z żoną chcą przyjechać na tydzień do Warszawy – oznajmiłam przy kolacji.
– I co z tego? – burknął Marek.
– Zamienimy się mieszkaniami – wyjawiłam mu plan. – Oni mieszkają w Gdańsku, a jest lato, środek sezonu…– przekonywałam go tak długo, aż uległ.
Umówiliśmy się, że Sławek z żoną przyjadą pierwsi. My mieliśmy wyruszyć rano do nich, do Gdańska.
Goście pojawili się wieczorem. Sławek od razu mi się spodobał. Był energiczny i dowcipny. A kiedy jeszcze okazało się, że tak jak ja lubi czytać kryminały, rozgadaliśmy się na dobre. W ich małżeństwie rządziła Jola, która tonem nieznoszącym sprzeciwu wydawała polecenia. Sławek z uśmiechem stawiał bagaże pod jej dyktando i sprawiał wrażenie zadowolonego z takiego obrotu sprawy.
– Ja mógłbym nie ruszać się z Gdańska – tłumaczył. – Ale Jola chce pobuszować po galeriach handlowych.
– No właśnie! – ożywiła się. – Powiedz, gdzie można kupić fajne spodnie?
– Nie mam pojęcia – wzruszyłam ramionami.
– Ale trafiłaś! – zarechotał Marek. – Gosia nie cierpi chodzić na zakupy. A już ciuchy… – machnął ręką.
– To tak jak ja – wpadł mu w słowo Sławek.
Zaskoczona, że mamy aż tyle wspólnych cech, spojrzałam na niego. Wymieniliśmy porozumiewawcze, pełne wzajemnej sympatii, spojrzenie. Potem, już przez cały wieczór szukałam Sławka wzrokiem. Nie wiem, czy to wypite do kolacji wino, czy ogólnie wesoły nastrój, dość, że całe napięcie, związane z ostatnimi przejściami z Markiem, gdzieś uleciało. Będzie dobrze – z tą myślą położyłam się spać.
Kiedy dotarliśmy do Gdańska, nie chciałam czekać ani chwili:
– Chodźmy na spacer na plażę – zaproponowałam Markowi.
– Zwariowałaś? Padam z nóg.
– W takim razie pójdę sama.
Kiedy wróciłam, Marek już spał.
Po dwóch dniach dostałam od Sławka SMS-a: Jak się bawicie? – pytał. Świetnie – odpisałam mu natychmiast. – A wy?
Skłamałam, ale nie chciałam, żeby sobie pomyślał, że jesteśmy niezadowoleni. Moje nadzieje na to, że nad morzem uda mi się przywrócić Markowi dobry nastrój, słabły z dnia na dzień. Teraz już zamiast urządzać sprzeczki z byle powodu, po prostu się do mnie nie odzywał. A to było sto razy gorsze. Kilka razy zastałam go, jak rozmawiał z kimś przez telefon, ale gdy mnie zauważał, zaraz kończył. Pewnie, tak jak w domu, konferuje z Jackiem, kolegą z pracy – domyślałam się.
Nawet w nocy nie było już między nami tej bliskości i czułości.
– Daj spokój, boli mnie głowa – Marek zachowywał się jak oziębła żona z kawałów. Nie znałam go takiego – seks odgrywał w naszym małżeństwie ważną rolę. Przynajmniej tak było do niedawna. Może w końcu mu minie ten zły humor – pocieszałam się. Póki co, postanowiłam nie psuć sobie urlopu. Sama zwiedzałam Gdańsk, odkrywając nieznane mi wcześniej urokliwe zakątki.
Jak tam? – to znowu był SMS od Sławka. Wysłał ich kilkanaście. Odpisałam na wszystkie. Jakoś tak się złożyło, że nigdy nie padły w nich imiona naszych współmałżonków. Tak jakby Sławka interesowało właściwie tylko to, co ja robię. Mnie, szczerze mówiąc, też nie obchodziła Jolka. Skoro cel jej wyprawy do stolicy stanowiły centra handlowe, jasne było, co ją interesuje. A ja, gustując w powyciąganych swetrach i dżinsach, kiepsko orientowałam się w modzie.
Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił
Już wcześniej umówiliśmy się, że tym razem to Sławek i Jolka przyjadą jako pierwsi do siebie.
– Skoczymy gdzieś razem na miasto, zrobimy pożegnalną kolację – zaplanowała Jolka.
Wtedy nie miałam nic przeciwko temu, a teraz, pod koniec pobytu w Gdańsku, wręcz nie mogłam się doczekać powrotu Sławka. Nasze SMS-y stały się śmielsze, a nawet kilka razy zadzwoniliśmy do siebie. I choć z pozoru tematy rozmów były błahe, czułam, że tak naprawdę Sławek chce mi powiedzieć o wiele, wiele więcej. Ja też chciałam, ale… oboje przecież mieliśmy już partnerów.
W ten wieczór, gdy Sławek i Jolka mieli wrócić, jak nigdy postanowiłam zadbać o siebie. Nie wiem, czy bardziej chodziło mi o to, by podobać się Sławkowi, czy… Może wreszcie Marek zobaczy, że jeszcze fajna ze mnie laska – marzyłam, smarując swoje ciało jakimś ujędrniającym mazidłem znalezionym na półce z kosmetykami Jolki. Nawet nie zauważył, że wyszłam z łazienki pachnąca i elegancka.
Przezornie zabrałam z domu jedną sukienkę. Wiedziałam, że mi w niej do twarzy, a Marek zawsze mnie w niej lubił… Teraz nawet nie podniósł wzroku znad klawiatury telefonu. Znowu zawzięcie coś wystukiwał.
– Szykuj się, bo zaraz przyjadą – przywołałam go do rzeczywistości.
Kolacja udała się nadzwyczajnie.
– Wyglądasz ślicznie – Sławek mocno przytulił mnie w tańcu.
– Dziękuję – szepnęłam, zawstydzona. Już dawno nie słyszałam komplementu od mężczyzny.
Kątem oka zauważyłam, że Marek i Jolka świetnie się razem bawią, popijając wino.
– Tęskniłam za tobą – nie wiem, kiedy wyrwało mi się to wyznanie.
– Ja za tobą też.
Wiedziałam już, że tak łatwo z siebie nie zrezygnujemy. Przez całą drogę do domu milczałam. Marek chyba był zadowolony, że nareszcie go nie męczę rozmową.
Nareszcie dojechałam, tęsknię… – wysłałam wieczorem SMS do Sławka.
Jeszcze przez kilka miesięcy łudziłam się, że może Marek jakoś zacznie o nas walczyć. Ale jego obojętność wobec mnie narastała. Za to Sławek zadzwonił i powiedział, że się rozwodzi.
– To nie miało sensu – usłyszałam od niego. – Jolka jest głupia i pusta. Zakochałem się w ładnej, ale głupiej lalce. Teraz to widzę – dokończył gorzko.
– Po co mi to mówisz?
– Wiesz, czemu.
Zależało mu na mnie. I chciał, żebyśmy byli razem, kiedyś… Ale ja jeszcze nie mogłam, wahałam się.
– Odchodzę, mam kogoś – wypalił któregoś dnia Marek.
A ja zamiast strachu i upokorzenia poczułam ulgę. To w ten sposób los dawał mi znak. Nie mogłam zmarnować takiej szansy.
Dzisiaj oboje ze Sławkiem jesteśmy po rozwodach. Przeniosłam się do Gdańska. Marek został w Warszawie – podobno niedawno zerwał z kochanką, dla której mnie rzucił. Spotyka się z Jolką, byłą żoną Sławka.