Mój mąż i ja nikomu nie powiedzieliśmy o naszej drugiej ciąży. Jednak trafiłam do szpitala z powodu skurczów we wczesnym okresie. Musiałam zadzwonić do teściowej i prosić ją, żeby zajęła się naszym starszym dzieckiem. Nigdy nie odmawia pomocy, wręcz przeciwnie, zawsze jest gotowa pomóc. Oczywiście, musiałam jej opowiedzieć, co się stało i dlaczego zabrała mnie karetka…
Jesteśmy małżeństwem od sześciu lat i mamy dwuletnie dziecko. Teściowa jest wspaniałą pomocnicą dla malucha i świetnie dogaduje się z wnukiem. Jestem na urlopie wychowawczym, tylko mąż pracuje, ale to nie problem, mamy wystarczająco dużo pieniędzy. Dzięki mojemu mieszkaniu, które ojciec kupił mi przed ślubem nie musieliśmy brać kredytu ani nie musimy płacić za wynajem. Jest to niezbyt duża kawalerka, ale daje nam dach nad głową. Ponadto, mieszkanie nie wymaga remontów, ma nowe meble i sprzęty. Jest dobrze przystosowane do codziennego życia.
Oczywiście, we czwórkę w kawalerce będzie nam ciasno, kiedy pojawi się drugie dziecko. Ale póki co dzieci są małe, więc nic strasznego. Gdy zostałam wypisana ze szpitala i wróciłam do domu po kilku tygodniach, podzieliłam się z teściową moimi przemyśleniami na temat zainwestowania środków z zasiłków: wychowawczego, macierzyńskiego i 500+ w zakup nowego mieszkania. Teściowa wysunęła inną propozycję. „Dlaczego nie zamienić się mieszkaniami?” – powiedziała. Zastanowiłam się nad tym. Mieszka sama w trzypokojowym mieszkaniu. Powiedziała, że nasza kawalerka jej wystarczy, a my z dziećmi będziemy szczęśliwi w większym mieszkaniu! Mieszkanie mojej teściowej jest przestronne, wygodne i położone w dobrej okolicy. W pobliżu jest przyzwoita przychodnia dziecięca, porządne przedszkole i kilka dobrych szkół do wyboru.
Mój mąż i ja porozmawialiśmy o tym i doszliśmy do porozumienia! Umówiliśmy się z nią, (choć formalnie nic nie uregulowaliśmy,) że zamieniamy się mieszkaniami bez przepisywania i tylko na kilka lat, aż dzieci podrosną i wtedy zaczniemy się budować.
I wszystko byłoby dobrze, ale Kuba, starszy brat męża, wpadł w szał, gdy dowiedział się o naszej podwójnej przeprowadzce. Dzwoni do matki i oskarża ją, że pomaga tylko nam. Że oddaje nam swoje mieszkanie i opiekuje się dzieckiem. Nie może zrozumieć, że jego matka zajmuje się wnukiem z przyjemnością, a ze swojego mieszkania rezygnuje tylko na pewien czas.
Jak sądzicie, czy starszy syn, który mieszka w innym mieście, ma prawo tak oskarżać swoją matkę? Czy może mówić swojej matce, co może robić ze swoim mieszkaniem? Jakie są wasze myśli na temat tej sytuacji?