Do mieszkania Kowalskich zapukała kobieta z opieki społecznej. Była surowa i w pełnej gotowości bojowej.
– Dzień dobry, Pani z opieki społecznej? Spodziewałam się Pani. – zaczęła Teresa.
– Dzień dobry, Sąsiedzi narzekali na państwo i państwa syna. Jeśli stwierdzę nieodpowiednie warunki do utrzymania dziecka, zabiorę je.
– Tak, tak, wszystko rozumiem. Proszę wejść do domu.
– A gdzie teraz jest państwa syn Michał?
– On jest szkole.
– Pokażcie jego łóżko.
Teresa wskazała na duże niepościelone łóżko; widać było, że pościel była brudna.
– A gdzie jest jego miejsce do pracy, stolik z krzesłem?
– Jakie miejsce? Mamy jednopokojowe mieszkanie, nawet nam brakuje miejsca, nie mówiąc o oddzielnych stolikach i krzesłach.
– To pokażcie zabawki Michała.
– Tam w kuchni przy zlewie stoi jego ulubiona zabawka.
Kobieta z opieki społecznej poszła do kuchni i z przerażeniem wróciła:
– Tam u was stoi butelka piwa!
– No tak, on jeszcze pali. Wiele razy go z ojcem za to ganiłam, ale on nas nie słucha.
Może was będzie słuchał. My nie wiemy, co z nim zrobić.
– Jak to wasze dziecko pije i pali? Czy rozumieją państwo, że zabiorę go do innej rodziny?
– Zdajemy sobie z tego sprawę. Może tak będzie lepiej, ale nie powiedzie się tej rodzinie, nie uda im się go zmienić, Też się z Michałkiem namęczą. Jak my przez te 20 lat. Ledwo wytrzymujemy.
– Jakie 20 lat? Czy on już jest dorosły?
– No tak…
– Ale mówiła Pani, że jest w szkole?
– No bo jest. „Godzinki” odrabia. Ma 80 godz. prac społecznych do odrobienia.
– To czego państwo mi głowę zawracają?
– Ja nic nie zawracałam. Zapytaliście o moje dziecko, ja wszystko opowiedziałam.
– Do widzenia, pani… a raczej, żegnaj.