W ostatniej klasie liceum sądziłam, że znalazłam miłość swojego życia. To nie była tylko płytka fascynacja. Nawet nie od razu zdałam sobie sprawę, że mam do niego uczucia. Przeniósł się do naszej klasy w połowie pierwszej klasy i od razu usiadł obok mnie. Nie miałam żadnych koleżanek ani przyjaciół, dlatego ta znajomość miała dla mnie ogromną wartość. W pewnym sensie wpłynął na moje dojrzewanie. Spędzaliśmy razem miło czas i byliśmy sobie bardzo bliscy. Wtedy moi rodzice często się kłócili, a ja dzieliłam się z nim swoimi problemami, a on ze mną swoimi. Wspieraliśmy się nawzajem i byliśmy dla sobie wparciem. Długo zaprzeczałam, że czuję do niego coś więcej niż przyjaźń, ale dopiero w ostatniej klasie zdobyłam się odwagę, by się do tego przyznać przed samą sobą. Długo mu się nie zwierzałam, dopóki sam nie rozpoczął tej rozmowy.
Na studniówce zaczęła się do niego przyczepiać pewna dziewczyna. Nie chciałam na to patrzeć, więc po prostu wyszłam. Filip poszedł za mną, złapał mnie za rękę i powiedział: „Ania, to cię zmartwiło, prawda? Nie oszukuj mnie”. I opowiedziałam mu wszystko. Wtedy on powiedział, że też coś do mnie czuje. Byłam bardzo szczęśliwa. Przez dwa dni chodziłam w euforii, ale szybko zdałam sobie sprawę, że po maturze i tak nasze drogi się rozejdą. On zamierzał studiować w stolicy, a ja w naszym mieście. Obiecaliśmy sobie, że będziemy trzymać nasze uczucia przy życiu, mimo odległości, ale po dwóch tygodniach Filip wyznał mi, że spędził noc z inną dziewczyną. Nie chciał mnie kłamać. To było dla mnie bardzo trudne, początkowo nie chciałam z nim rozmawiać, pogrążyłam się w depresji. Gdy odzyskałam zmysły, umówiliśmy się, że pozostaniemy przyjaciółmi. Niestety nasza przyjaźń się nie udała, nie mogłam mu zaufać tak, jak wcześniej i przestaliśmy ze sobą rozmawiać.
Dziwne było to, że wciąż życzył mi wszystkiego najlepszego z okazji każdego święta. Minęło już wiele lat. Niedawno obchodziłam 26 urodziny, jestem szczęśliwie zamężna. Mimo, że Filip nie odzywa się do mnie często, to na każde urodziny przypomina o sobie, dzwoni i składa szczere życzenia. Kiedyś go zapytałam po kolejnym pozdrowieniu: „Dlaczego? Dlaczego nie możesz przestać rozdrapywać przeszłości i sprawiać mi bólu?” On ze smutkiem w głosie odpowiedział: „Aniu, wiem, że złamałem ci serce i nie mogę sobie tego wybaczyć. Byłaś najważniejszą osobą w moim życiu i nie potrafię o tobie zapomnieć. Dlatego nie mogę po prostu cię zostawić. Rozumiem, że zepsułem wszystko, że nie można tego cofnąć. Masz już swoje życie. Widzę, że jesteś szczęśliwa. Nie ma dla mnie tam miejsca. Ale chcę usłyszeć twój głos, choćby dwa razy w roku. Przepraszam, nie mogę się tego wyprzeć”. Milczałam, ale miałam łzy w oczach. Serce mnie ściskało. To bolało tak samo jak wiele lat temu. Ale naprawdę nic nie da się zmienić.