Życie rodzinne potrafi niespodziewanie zmieniać swoje oblicze. Nasza rodzina, zawsze zżyta i zgrana, doświadczyła pewnej transformacji, kiedy moja siostra Maria, już w podeszłym wieku, postanowiła wyjść za mąż. Wszystko to stało się bardziej zaskakujące, biorąc pod uwagę historię jej życia i dotychczasowe wybory.
Jan, z którym Maria postanowiła związać swoje życie, to wdowiec żyjący w niewielkiej miejscowości nieopodal tej, w której mieszka moja siostra. Jan ma dorosłego syna, który niedawno wziął ślub. Z tego powodu do domu Jana wprowadziła się również synowa. Jak się okazało, synowa jest osobą o wyjątkowo silnym charakterze, co spowodowało, że Jan zaczął coraz częściej odwiedzać Marię. Pomaga jej we wszystkim, co możliwe – od napraw domowych, po prace na ogródku. W zamian Maria gotuje dla niego pyszne obiady i dba o jego garderobę.
Nie ukrywam, że decyzja Marii zaskoczyła mnie. Zawsze wydawało mi się, że jej życie układa się całkiem nieźle. Przecież Jan i tak ją odwiedzał, pomagał w domowych obowiązkach. Po co więc formalizować to związkiem? Sama mam już swoją rodzinę – udało mi się wyjechać do miasta, gdzie z mężem zakupiliśmy mieszkanie i wychowujemy dwoje dzieci. Maria zawsze została na wsi, głównie z powodu opieki nad naszą schorowaną matką, co skutkowało tym, że odziedziczyła po niej dom.
Wiem, że może to brzmieć egoistycznie, ale na początku poczułam pewien żal, że to właśnie Maria, a nie ja, odziedziczyła dom po matce, ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że to sprawiedliwe. Maria poświęciła lata swojego życia, aby opiekować się matką. Ja natomiast wyjechałam i stworzyłam własną rodzinę. Poza tym, Maria nie ma dzieci, więc pewnego dnia ten dom i tak pewnie przejdzie na moje dzieci.
Postanowiłam więc osobiście odwiedzić Marię i porozmawiać o jej decyzji. Kiedy przyjechałam, zastałam ją i Jana w idyllicznym ujęciu – Maria polewała wodą kwiaty, a Jan właśnie naprawiał płot. Zobaczyłam w ich oczach iskrę szczęścia i zrozumiałam, że nie mam prawa ingerować w ich decyzje. Było mi trochę wstyd, że w ogóle zastanawiałam się nad tym, czy mają prawo do wspólnego szczęścia.
Maria zauważyła mnie, ucieszyła się i serdecznie zaprosiła do środka. Oferowała herbatę z miodem i jak zwykle chciała podzielić się ze mną plonami z jej ogrodu. Wracając do domu z torbami pełnymi jedzenia, poczułam, że moje serce też jest pełne. Pełne ulgi i radości, że Maria znalazła swoje szczęście. Wtedy zrozumiałam, że szczęście nie jest związane z wiekiem, stanem cywilnym czy materialnym statusie
Zanim odwiedziłam Marię, myślałam o różnych argumentach, które mogą jej otworzyć oczy na trudności związane z małżeństwem w tak późnym wieku. Miałam na myśli pewne stereotypy, takie jak trudności w dostosowaniu się do nowej osoby w domu po latach samotności, czy też możliwe komplikacje zdrowotne, które w późnym wieku są niestety bardziej prawdopodobne.
Chciałam jej powiedzieć, że jej wygodne życie, z ustalonymi nawykami i rutyną, może być naruszone przez tak radykalną zmianę. Jednak, kiedy zobaczyłam, jak spoglądają na siebie z Janem, wszelkie moje obawy i argumenty zniknęły jak dym. Zrozumiałam, że to nie moja rola oceniać czy kwestionować ich decyzje, zwłaszcza gdy widać, że obydwoje są szczerze szczęśliwi.