Hanię urodziłam, jak miałam 20 lat. O drugim dziecku zaczęliśmy myśleć, gdy córka miała 10. Dwa lata później doszliśmy jednak z Tomkiem do wniosku, że jak się nie udało, to może i lepiej. Hania była już na tyle duża, że mogliśmy bez problemu wieczorem wyskoczyć do kina, do znajomych. Zaczęła nam się podobać dopiero co odzyskana wolność. Po co mielibyśmy znowu pakować się w pieluchy?
Hania wyszła za mąż 2 lata temu. Chyba na dzieci chcieli jeszcze poczekać, ale pięć miesięcy temu stało się.
– Mamo. Będziesz babcią. – usłyszałam od rozanielonej córki.
„Młodą babcią” – pomyślałam.
Ale oboje z mężem ucieszyliśmy się.
– No patrz, jak my to sprytnie zrobiliśmy… Nasze mamy wyniańczą nam wnuka – zażartował mój mąż. Tomek, stało się. Teraz trzeba się przygotować.
Miał rację. Nasze mamy, obie żwawe panie przed siedemdziesiątką, aż się paliły do opieki nad prawnukiem. Od razu zaczęły planować grafik opieki nad nim. Na szczęście mama oraz jedyna babcia naszego zięcia mieszkały daleko i nie stanowiły dla nich bezpośredniej konkurencji. Bo coś czuję, że chyba polałaby się krew.
I gdy już wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą, moja lekarka wyskoczyła z taką rewelacją:
– Pani Beato, moje gratulacje. Jest pani w ciąży.
– W czym jesteś? – nie zrozumiał Tomek, gdy wieczorem przekazałam mu newsa. – Jaja sobie robisz? To nie jest śmieszne – żachnął się.
Ale gdy zobaczył, że wcale nie jest mi do śmiechu, zbladł i opadł na fotel.
– Jezus Maria jak to możliwe? Przecież ty masz 45 lat. Takie rzeczy się przecież nie zdarzają. To niepoważne, będziemy dziadkami… Nie możemy być też rodzicami. Nie możemy mieć dziecka młodszego od wnuka.
Wyrzucał z siebie te zdania i nerwowo machał rękami. Położyłam mu rękę na ramieniu.
– Tomek. Spokojnie. Stało się. Też jestem w szoku. Ale teraz musimy jakoś to wszystko wymyślić. Zrobimy niezbędne badania… To przecież nasze dziecko, marzyliśmy o nim kiedyś. Tomek w końcu doszedł do siebie i zaczął mówić do rzeczy.
– Dobra. Ale dopóki nie będziemy pewni, że jest dobrze – nic nikomu nie mówmy. Tak będzie lepiej. Czekaliśmy trzy miesiące. Apetyt mi dopisywał, przytyłam kilka kilogramów.
– Mamuś, zastopuj, to ja jestem w ciąży. – żartowała Hania.
A ja się odwracałam, żeby nie zobaczyła, że się robię pąsowa na twarzy. W końcu poszliśmy na badania.
– Gratulacje. Duży i zdrowy chłopak. – oznajmił lekarz, gdy przyszliśmy po wyniki. – Wszystko jest w najlepszym porządku. Nie ma powodów do obaw.
Poczekaliśmy jeszcze miesiąc. Czułam się doskonale, synek rozwijał się prawidłowo.
– Tomek. Pora na coming out. Bo zaraz Hania mnie na wczasy dla grubasów zacznie wysyłać – oznajmiłam któregoś wieczora mężowi.
Pokiwał głową. Ale zanim zdążyliśmy się zastanowić, jak i kiedy to zrobić – ja zadziałałam spontanicznie. Usłyszałam od niej, że jestem nienormalna.
Tymczasem na obiedzie u rodziców…
Staramy się razem z siostrą kultywować tradycję i chociaż raz w tygodniu spotykać się całą rodziną. Na obiady przychodzi też zawsze mama Tomka, wdowa… Gdy doszliśmy do deseru, z krzesła zerwali się Hania i nasz zięć Adam.
– Kochani. Nie chcieliśmy znać płci naszego dziecka. Ale lekarz się wygadał. Więc skoro my wiemy, to pomyśleliśmy, że i wam powiemy… – tu Hania zrobiła pauzę i w końcu razem z Adamem wyrecytowali: – Będziemy rodzicami Wawrzyńca!
Zrobił się szum i gwar, gratulacje, uściski i wtedy zerwałam się ja.
– Haniu, Adasiu – gratulacje. Wasz synek będzie pierwszym męskim potomkiem w naszej rodzinie od dawna, ale nie ostatnim. Jego wujek urodzi się dwa miesiące po nim. Tak, dobrze słyszycie. Jestem w ciąży. Będziemy mieć z Tomkiem syna.
Przy stole nagle zapadła cisza. Stałam z głupią miną, a wszyscy gapili się na mnie. Spojrzałam błagalnym wzrokiem na męża. Widziałam, że jest wściekły, bo go nie uprzedziłam. No ale jednak musiał być lojalny.
– Rodzinko, Beata nie żartuje. Naprawdę będziemy znowu rodzicami. Nie planowaliśmy tego, ale jesteśmy bardzo szczęśliwi. A mówimy wam o tym dopiero dziś, bo chcieliśmy się upewnić, że wszystko jest dobrze. No i jest. Haniu. Będziesz mieć brata. Pierwsza z szoku otrząsnęła się moja teściowa. I z wrodzonym sobie pragmatyzmem oświadczyła:
– No i widzisz, Halina – spojrzała na moją mamę – nie będziemy się bić o prawnuka, bo będziemy mieć do niańczenia i wnuka.
I rzuciła się mnie ściskać. W końcu z gratulacjami pośpieszyli i moja mama, i siostra, i jej mąż, i ich córki.
Tylko Hania siedziała ze wzrokiem wbitym w talerz.
– Hania? Hania, powiedz coś – zagadnęłam i zobaczyłam, że na talerzu gromadzi się kałuża łez. – Hania, proszę cię… – głos mi się załamał.
Moja córka podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Nagle zaczęła krzyczeć
– Czy wy jesteście nienormalni? Co ludzie powiedzą?! Moje dziecko nie może mieć wujka młodszego od siebie. To się nie zdarza w normalnych rodzinach. Jesteście za starzy na dziecko. Czy wy, w waszym wieku, nie słyszeliście o antykoncepcji? – zawyła na koniec i wybiegła z pokoju. Adam pobiegł za nią.
– Beata, nie przejmuj się, ona tak nie myśli, to hormony i szok – próbowała tłumaczyć moja siostra.
Ja wiedziałam, o co chodzi mojej córce. Gdy zaczęłam się zastanawiać, jak czułabym się na jej miejscu, to… pewnie zachowałabym się tak samo. Sama czułam, że sytuacja jest absurdalna. Tyle że ja tego nie zaplanowałam. I musiałam o tym przekonać córkę.
Opadłam na krzesło. Zrobiło mi się słabo, jakbym resztki energii zużyła na wyznanie prawdy. I jakbym nie miała już więcej, żeby się tłumaczyć.Tomek zabrał mnie do domu.
Na szczęście oszczędził mi wyrzutów, że nie tak się umawialiśmy. Widział, że nie pora. Wieczorem zadzwoniła moja mama.
– Dobrze się czujesz? Widziałam, jak zbladłaś. Przyjadę jutro ugotować ci rosołu. Mam nadzieję, że nie chodzisz do pracy. Musisz odpoczywać.
Zaczęłam się śmiać.
– Mamcia. Widzę, że już ci się włączyła opcja „babcia”. Nic mi nie jest. Czuję się świetnie, nie ma powodu, żebym nie chodziła do pracy. I przepraszam, że tak się dowiedziałaś. I Hania. Powinnam była to rozegrać subtelniej. Ale mnie poniosło.
– Kochanie, mnie nie musisz przepraszać. Jestem bardzo szczęśliwa. Cieszyłam się z prawnuka, cieszę się i z wnuka. To w końcu o jeden szczebelek bliżej i mniejsza konkurencja. Wawrzyniec ma dwie babcie i trzy prababcie, wprawdzie jedna jest daleko, ale jednak. A twój synek będzie tylko mój i Wandy. Widzisz? Jestem pewna, że już się uśmiechasz.
Rzeczywiście. Logika mojej mamy zawsze mnie rozbrajała. Trochę mi ulżyło.
– Mamcia, porozmawiasz z Hanią? Może tobie powie, co tak naprawdę ją zdenerwowało – poprosiłam.
Dwa dni później wieczorem wpadła do nas mama.
– Rozmawiałam z Hanią. Chyba już wiem, o co chodzi. Ona po prostu poczuła się zagrożona. Że spadnie z piedestału. Że wszyscy teraz zamiast skakać wokół niej – będą się zajmować tobą. Że uwaga całej rodziny odwróci się od niej i jej dziecka, a skupi na tobie. A ty, zamiast opiekować się nią i wnukiem – będziesz zajmować się własnym dzieckiem. I to nie przez chwilę, to będzie trwać przez cały czas dorastania waszych synów. Hania poczuła się oszukana, że jej pierworodne dziecko nie będzie dla ciebie tak ważne, jak ona była dla mnie… Ale daj jej chwilę, ona musi się po prostu z tym oswoić.
O ciąży powiedziałam też w pracy. Poszło – o dziwo – bardzo gładko. Szef mnie serdecznie uściskał.
– Od wielu tygodni widzę, że promieniejesz. Zastanawiałem się, co się dzieje. Bardzo się cieszę. Ale mam nadzieję, że do nas wrócisz. Będziemy czekać – zdziwiłam się, że tak spokojnie do tego podszedł.
Odpowiedź przyszła szybko.
– No dobra, to ja też się przyznam. Moja żona też jest w ciąży. Wreszcie się udało. Tyle czasu się staraliśmy…
Młodsze koleżanki z pracy wyglądały na trochę zaskoczone. Ale sytuację rozładowała Ania, nasza działowa specjalistka od celebrytów.
– Beata, w porównaniu z Janet Jackson będziesz młodą mamą. Ona urodziła w wieku 50 lat. I to swoje pierwsze dziecko.
„Szkoda, że moja córka tak tego nie widzi” – pomyślałam smutno.
Kobiety w ciąży czasem muszą sobie popłakać…
Dwa tygodnie później, gdy wracałam z pracy – nagle bardzo źle się poczułam. Usiadłam na schodach i nie mogłam się ruszyć. Wiedziałam, że coś jest nie tak. W panice próbowałam się dodzwonić do męża. Miał wyłączony telefon. Nie miałam innego wyjścia – wiedziałam, że Hanka nie będzie zadowolona – ale na pomoc wezwałam zięcia. Pracował niedaleko, podjechał w dziesięć minut.
Pognaliśmy do szpitala, gdzie pracowała moja lekarka. Gdy po zrobieniu wszystkich badań spojrzała na mnie i zaczęła mówić – zamknęłam oczy. Byłam prawie przekonana, że dziecko nie żyje. Miałam wrażenie, że lekarka mówi bardzo powoli…
Gdy w końcu dotarło do mnie, że wszystko jest dobrze, że synek ma się świetnie i nie ma niebezpieczeństwa – zaczęłam płakać. Ciągle z zamkniętymi oczami. I wtedy usłyszałam, że w pokoju płacze ktoś jeszcze.
Otworzyłam oczy. W drzwiach, za plecami Adama stała Hania. I to ona płakała. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zobaczyłam, że szepcze:
– Przepraszam, przepraszam!
Wyciągnęłam do niej rękę. Podeszła, wtuliła głowę w kołdrę i płakała dalej. – Mamuś, ja przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło. Głupoty gadałam straszne. Dopiero teraz zrozumiałam, że zachowałam się jak samolubna smarkula… Gdyby coś się dziś stało mojemu bratu, nigdy bym sobie nie darowała, że cię zdenerwowałam.
Hania rozkleiła się na dobre. Głaskałam ją i próbowałam kołysać.
– Wszystko będzie dobrze, no już, maleńka, będzie dobrze… – mruczałam i też płakałam; tylko że ja płakałam z ulgi i szczęścia.
Uspokoić żonę próbował też Adam. Podszedł do mojego łóżka i delikatnie klepał Hanię po plecach.
W tym momencie do sali wpadł Tomasz. Zobaczył nas dwie we łzach, pochylonego nad nami Adama i…
– Jezu, kochanie, co jest… – próbował z siebie cokolwiek wykrztusić.
Na szczęście zrozumiałam, co się dzieje. I co musi myśleć mój mąż.
– Tomek, spokojnie, wszystko jest doskonale, wszyscy są zdrowi, i ja, i Hania, i twój synek, i twój wnuczek. Tak sobie płaczemy, wiesz, histeryczne baby w ciąży – zawołałam.
Napięcie opadło. Nagle obie z córką zamiast płakać, zaczęłyśmy się śmiać. Tomasz i Adam popatrzyli na siebie ze zrozumieniem.
– Wariatki – mruknął któryś, po czym obaj też zaczęli się śmiać.
Do sali wpadła pielęgniarka.
– Czy państwo powariowali? Tu jest szpital, nie cyrk, cisza. A pani Beata musi odpocząć. Sio, no już, sio. – pohukiwała, wypychając z pokoju moją rodzinę.
Od tamtego dnia rozmawiamy z Hanią codziennie. Razem biegamy po sklepach, wybieramy ubranka, zabawki.
– Wiesz, mamuś, teraz to trochę żałuję, że tak krótko będziemy razem w tej ciąży. Wespół w zespół jest dużo zabawniej niż solo – powtarza córka. Byłyśmy kilka razy na zajęciach w szkole rodzenia. Natychmiast zostałyśmy tam gwiazdami. Szefowa uparła się, żeby zrobić nam zdjęcie do plakatu reklamowego.
– Ale super! – ekscytowała się.
Nie wypuściła nas, dopóki nie obiecałyśmy jej, że jak już obie urodzimy – to wrócimy i zapozujemy do kolejnej fotografii.
– Tylko już z tatusiami – zastrzegła.
Za radą lekarza przestałam chodzić do pracy. Kończymy z Hanią urządzać pokój dla Wawrzyńca. I przystosowywać jej stary pokój w naszym mieszkaniu dla jej braciszka. I kłócimy się o imię dla niego.
Korzystamy obie z ostatnich chwil świętego spokoju. Lada dzień za sprawą dwóch malutkich chłopców nasze życie wywróci się góry nogami.