Kiedy goście już wyszli, wreszcie mogłam powiedzieć synowej to, co naprawdę myślę. Nie po to zgodziliśmy się, żeby zamieszkali z nami – spodziewałam się czegoś innego. To była moja rocznica, nie powinnam była sama harować w kuchni…

Razem z moim mężem mieszkamy w małej wiosce niedaleko miasta. Nasz syn poznał żonę na studiach i początkowo żyli w wielkim mieście, ale po ślubie zapytali czy mogą zamieszkać z nami, a my z radością się zgodziliśmy, spodziewając się samych korzyści. Umówiliśmy się, że będą nam pomagać w gospodarstwie, szczególnie że w późnym wieku siły już nie te, a w zamian nie musieli nam nic płacić za mieszkanie, żeby na spokojnie odkładać pieniądze na kredyt mieszkaniowy.

Niestety, nasze oczekiwania okazały się niewłaściwe. Młodzi trochę nam pomagają, ale to tylko drobne sprawy. Większość czasu spędzają w pracy w mieście, więc dojazdy pochłaniają im sporo czasu. Minęły prawie dwa lata od tamtej decyzji, dni szybko płynęły. Niedawno wspólnie świętowaliśmy moje 60. urodziny – zorganizowałam przyjęcie dla najbliższej rodziny, zaprosiłam też sąsiadów, w wieku około 30 lat. Przyjęcie odbywało się w niedzielę, więc zaplanowałam, że w sobotę poczynimy wszelkie przygotowania. Synowa i syn milczeli, a ja nie kierowałam do nich żadnych żądań, czekałam aż sami zaproponują pomoc.

Przyszedł czwartek. Oni w ogóle nie planowali nic robić, a ja już zaczęłam się przygotowywać. Przecież w jeden dzień nie da się zrobić wszystkiego samemu. Oczekiwałam, że syn przynajmniej zrobi zakupy, bo ja nie mam samochodu i nie byłam w stanie przytargać w rękach tak ciężkich zakupów. Od synowej oczekiwałam, że przygotuje zastawę i posprząta dom, jednak ona siedziała z założonymi rękami. W piątek wzięła się za sprzątanie, ale w sobotę liczyłam na jej pomoc w kuchni. Okazało się jednak, że zajmowanie się dziećmi i spacery po wiosce to jej priorytet.

Ostatecznie cały wysiłek spadł na mnie. Wieczorem w przeddzień imprezy ledwie stałam na nogach, ale nie chciałam nikomu psuć humoru swoim narzekaniem, więc przemilczałam temat mojego zmęczenia. Przyjęcie się udało, goście byli zadowoleni, a to było dla mnie najważniejsze. Jednak, gdy pożegnałam już wszystkich, postanowiłam porozmawiać z synem i synową i powiedzieć im to, co naprawdę myślę.

Kiedy zgodziliśmy się na ich przeprowadzkę do nas, spodziewałam się większej pomocy. Nawet podczas przygotowań do moich urodzin nie bardzo się zaangażowali, pomijając już fakt, że nie dostałam od nich nawet głupiego kwiatka. Powiedzieli, że wymienią drzwi w domu. Super, ale co ja mam z tym zrobić? Czy tylko ja będę z tego korzystać? Te drzwi są potrzebne wszystkim, nie tylko mi. Czyż nie? Być może oczekuję zbyt wiele, ale myślałam, że skoro są częścią tego domostwa, to mogę oczekiwać, że chociaż zapytają czy mogą w czymś pomóc…

Synowa odpowiedziała, że to moja wina, bo nie powinnam zapraszać tylu gości. W końcu ciągle widujemy się z rodziną i sąsiadami. To była głupia decyzja, która nas dużo kosztowała. Twierdzi, że ona i mąż nie mają czasu na przyjęcia, a ja przecież świetnie sobie dałam radę z organizacją i przygotowaniami. To moje urodziny i nie powinnam zrzucać odpowiedzialności na nich. Tak więc już przez dwa dni mamy napięte stosunki z synową. Syn patrzy z ukosa i uważa, że to tylko drobiazgi. Jeśli chodzi o mojego męża, stara się trzymać na uboczu, żeby nie wchodzić w konflikty.
Moim zdaniem swoim zachowaniem pokazali, jak mnie traktują i jakie mam dla nich znaczenie…

Pomożecie mi to ocenić? Kto Waszym zdaniem ma rację w tej sytuacji?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *