Byłyśmy z Anitą najlepszymi przyjaciółkami od czterech lat. Poznałyśmy się w pracy. Nauczycielka wychowania przedszkolnego i pomoc nauczyciela. Przypisano ją do mojej grupy dzieciaków, a potem dyrektorka stwierdziła, że skoro dogadujemy się tak dobrze, to będziemy na stałe ze sobą pracować. Cieszyłam się. Anita była złotą kobietą. O ile ja naprawdę lubiłam dzieci, o tyle ona je wprost uwielbiała. I to z wzajemnością. Miała do maluchów podejście jak mało kto.
Któregoś razu, po naprawdę ciężkim dniu – dwoje dzieci dostało grypy żołądkowej, a reszta testowała naszą cierpliwość do granic – Anita zaproponowała, żebym wpadła do niej na kawę.
– Mąż zabrał dziś Anielkę do teściów, mam wolną chatę na całe popołudnie. Wypijemy kawę, zjemy ciacho, poplotkujemy… Przychodź!
Świetny pomysł zaowocował świetnym popołudniem. I stał się początkiem naszej przyjaźni. Od tamtej pory często wpadałyśmy do siebie na kawę. Poznałyśmy nawzajem swoich rodziców, ja zakolegowałam się z jej mężem, ona z moją siostrą i moim kotem, i tak powoli nasze więzi się zacieśniały. Byłyśmy wdzięczne losowi, że nas ze sobą spiknął.
Uwielbiałyśmy spędzać razem czas, w pracy i po pracy. A kiedy udało jej się wyrwać z domu na dłużej, szłyśmy do kina albo na zakupy. Jej bzikiem i niespełnioną misją było znalezienie mi chłopaka.
– Daj spokój, sam się znajdzie, a jak nie, to nie, bez łaski.
– Wiem, wiem, twój kot jest bardziej przewidywalny i wierny od niejednego faceta! – śmiała się. – No weź, rośniesz mi tu na starą pannę. Szkoda, żeby taka fajna dziewczyna rutę siała.
– Kiedy mi całkiem dobrze samej – upierałam się.
Naprawdę tak myślałam. Po paru związkach, z których nic nie wyszło, poza kwasem, nie czułam żadnego wewnętrznego przymusu do zmiany stanu cywilnego i rodzenia dzieci, tylko dlatego, żebym się „taka fajna” nie marnowała. Anita spełniała się jako żona i matka, więc chciała dla wszystkich podobnego szczęścia.
– Mam twoje dzieciaki do rozpieszczania, wystarczy mi bycie fajną ciocią.
– Tylko do męża mi się nie przyklej! – ostrzegała i groziła mi palcem.
Obydwie wiedziałyśmy, że to żart, ale faktycznie, męża miała pierwsza klasa. Dawid był wspaniałym mężem i ojcem. Kiedy patrzył na Anitę, to aż mnie zazdrość brała. Nie obraziłabym się, gdyby i na mnie ktoś tak czasem popatrzył.
By kochał mnie nad życie i uważał za najpiękniejszą kobietę na świecie, bez względu na porę dnia i moją kondycję. Nigdy nie widziałam Dawida zirytowanego, na przykład gdy dzieciaki zawracały mu czymś głowę. Niesamowity był ten jego olimpijski spokój. Nawet ja miałam niekiedy ochotę tupnąć nogą na co większe marudy w przedszkolu, a on okazywał zawsze ojcowski profesjonalizm.
Dobrali się z Anitą jak w korcu maku
I tak przez pięć lat pracowałyśmy razem, a po pracy cieszyłyśmy się swoim towarzystwem. Towarzyszyłam jej w dwóch kolejnych ciążach, pomagałam w połogu i przy dzieciach. Czasami dołączała do nas moja młodsza siostra, która zaczęła studia, czasem jej kuzynka, która wpadała na dłuższe odwiedziny. Miałyśmy z naszymi krewnymi bliskie relacje, ale my dwie osiągnęłyśmy zupełnie inny poziom: rozumiałyśmy się niemal bez słów.
– Patrzycie na siebie i niemal widać, jak trybiki w głowach ustawiają się wam na te same obroty i częstotliwości – śmiał się Dawid.
Gdy więc pewnego dnia Anita nie przyszła do pracy o czasie i nie miałam żadnego powiadomienia w telefonie, że źle się poczuła albo że zachorowało któreś z dzieci, mocno się zaniepokoiłam. Czułam przez skórę, że to coś poważniejszego niż zepsuta winda w bloku, w której utknęła. Dzwoniłam kilka razy, ale włączała się poczta głosowa. Po trzech godzinach byłam pewna, że coś się stało. Anita uprzedziłaby dyrektorkę, że jej nie będzie, ale do pracy też nie zadzwoniła. Wszyscy pytali mnie, czy wiem, czemu moja przyjaciółka nie dotarła do przedszkola. A ja wiedziałam tyle samo co oni i mój lęk rósł. W końcu zadzwoniłam do Dawida.
– Co się, u diabła, dzieje z Anitą? Gdzie ona się podziewa?
– W szpitalu… – jęknął. – Karola, ona jest w szpitalu! Jakiś pirat potrącił ją na przejściu i… Oni… Oni nie dają jej większych szans… – głos mu się załamał.
Pognałam do szpitala zaraz po mojej zmianie, bo nie mogłam zostawić podopiecznych samych. Zdążyłam akurat na moment, kiedy lekarz wyszedł do Dawida i powiedział, że niestety, ale jego żona zmarła.
Nie mogłam uwierzyć. On mówi o Anicie?
Tej samej, z którą wczoraj wieczorem żartowałam przez telefon? Jak to… już jej nie ma? Jeszcze słyszałam w głowie jej głos. Jeszcze czułam zapach jej perfum, gdy wczoraj przytulała mnie na pożegnanie po pracy. I… koniec? Już nigdy więcej tego nie będzie? Jej, nas…? Dawid siedział na szpitalnym krześle i płakał. Usiadłam obok, przytuliłam go i sama też się rozpłakałam. Jakiś czas tak po prostu trwaliśmy we wspólnej rozpaczy.
– Gdzie są dzieci? – spytałam.
– U moich rodziców. Boże, jak ja im to powiem… I rodzicom Anity… Jezu, jak ja mam im to powiedzieć? – Dawid był załamany. Zdruzgotany. Jeszcze rano widział się z żoną, a potem… przez parę godzin czekał na wyrok, który właśnie usłyszał.
Nie pamiętam następnych kilku dni. Żyłam na jakimś autopilocie. Starałam się nie płakać w pracy, przy dzieciach, ale w domu płakałam pół nocy. Pomagałam Dawidowi załatwić wszystkie formalności, kupić czarną sukienkę do trumny, buty, wybrać kwiaty, wszystko jak robot… Podczas pogrzebu uparcie nie patrzyłam na trumnę, jakbym chciała w ten sposób zakląć rzeczywistość. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Anita jest w niej zamknięta, że za chwilę zasypią ją w tym ciemnym dole. Nawet nie zdążyłam się z nią pożegnać…
– Jeśli czegokolwiek będziesz potrzebował, daj znać – powiedziałam do Dawida już po stypie, trzymając na rękach Antosia, którego za chwilę miał zapiąć w foteliku.
Dzieci, poza najstarszą Anielką, nie bardzo rozumiały, co się dzieje. Co mogli zrozumieć dwulatek i trzylatek, poza tym, że mama gdzieś zniknęła…
– Dziękuję.
– Mówię serio. Wiem, że usłyszałeś to dziś kilka razy, bo ludzie się poczuwają do takich pustych deklaracji, ale ja mówię szczerze. Jeśli tylko cokolwiek będę mogła zrobić dla ciebie i dzieci, daj znać. Jestem, pamiętaj.
– Tak, wiem, dzięki.
Mimo tego krępował się do mnie zwracać
Pewnie łatwiej mu było przyjąć pomoc przy dzieciach od rodziców i teściów. Ale któregoś dnia zadzwonił i zapytał, czy pójdę z nim na cmentarz. Minął miesiąc od wypadku. Poszłam, choć z ciężkim sercem. Potem razem z dziećmi wybraliśmy się na długi spacer. One biegły przodem, my rozmawialiśmy. Wspominaliśmy i zastanawialiśmy się, jak dzieci poradzą sobie z brakiem mamy. Bo my oboje tęskniliśmy za Anitą każdego dnia i nocy.
– Mnie w ogóle brakuje… was – wyznałam. – Kochałam Anitę jak siostrę, ale uwielbiam też wasze dzieci, bardzo lubię ciebie… Tęsknię za tymi naszymi popołudniami…
– Przecież nasze drzwi są otwarte, wpadaj, kiedy chcesz. Dzieciaki cię kochają i pewnie byłoby im łatwiej przez to przejść, gdybyś i ty nie zniknęła z ich życia.
Zachęcona w ten sposób, odważyłam się wpadać do ich domu. Z początku było trudno. Wszystko tam przypominało mi Anitę. Kupowałam z nią te poduszki. Razem malowałyśmy przedpokój na ciemną zieleń…
Za każdym razem było jednak odrobinę łatwiej. Naprawdę uwielbiałam jej dzieciaki, a one witały mnie, przytulając się i rozdając buziaki. Kochałam być ich ciocią. Z Dawidem zawsze mieliśmy o czym rozmawiać. A kiedy nie miał nastroju do rozmowy, siedzieliśmy w milczeniu, popijając dobrą kawę z granatowych kubków, które kupiłam im na ostatnią rocznicę ślubu.
W pewnym momencie zorientowałam się, że przychodzę tam bardziej dla Dawida niż dla dzieci. Wystraszyłam się tej myśli. Przecież Dawid był mężem mojej… Nie, już nie był. Od blisko dwóch lat był wdowcem. Czas szybko biegnie.
Anita uśmiechała się promiennie już tylko ze zdjęć i wspólnych filmów. A jednak wydawało mi się, że to nie w porządku interesować się jej mężem, w każdym razie w taki sposób. To niestosowne myśleć o Dawidzie jak o mężczyźnie. Był moim przyjacielem i… i tyle. Mogę, chcę i powinnam mu pomagać, zajmować się dziećmi w razie potrzeby, czasem miło spędzić czas z całą czwórką, ale wszelkie romantyczne aspekty między mną a Dawidem są zabronione.
Co by powiedziała Anita?
Boże, przecież nieraz ze śmiechem przestrzegała mnie, żebym „nie przykleiła się” do jej męża. Żartowała, wiem, ale może te kpiny miały głębszy podtekst? Może dostrzegała już wtedy coś, czego ja sama nie byłam świadoma? Przestałam ich odwiedzać i odzywać się, bo chciałam dać sobie czas na pozbycie się tych niestosownych ciągot. Starałam się zająć czymś myśli i… nie tęsknić. To Dawid zadzwonił i zapytał, czy się obraziłam.
– Przepraszam, byłam zajęta – skłamałam. – Ale pamiętam o was i wkrótce przyjdę. Pobawię się z dzieciakami.
– To dobrze. Tęsknią za tobą. Ja też… – dodał, zanim się rozłączył.
Nie zdążyłam zareagować, zresztą nie wiedziałabym jak. Serce waliło mi jak głupie. Uspokój się, mówiłam sobie. To zwykłe stwierdzenie, nie wyobrażaj sobie Bóg wie czego! Odczekałam jeszcze tydzień, zanim odważyłam się do nich zapukać. Kiedy Antek i Staś padli na popołudniową drzemkę, a Anielka poszła odrabiać lekcje, usiedliśmy z Dawidem na sofie.
Kawa stygła, ciastka obsychały, ja czułam się dziwnie. Już nie tak swobodnie jak zawsze. Dawid zachowywał się normalnie. Rozmawiał ze mną i żartował. Wydawało mi się tylko, że jakby uważniej na mnie patrzy. Jak mogę w ogóle o tym myśleć? Jestem okropną przyjaciółką! Gdy przyszłam następnym razem, bo zadzwonił i mnie zaprosił, ze zdziwieniem zauważyłam, że jesteśmy sami w domu.
– Chciałem z tobą porozmawiać. Sam na sam, bez dzieci – powiedział, a moje serce znowu zwariowało. – Nie wiem, jak zareagujesz, ale chyba muszę ci to powiedzieć… Myślę o tobie, Karola. Cały czas. Może to nie fair wobec Anity, choć ciągle powtarzam sobie, że przecież jej już nie ma i to nie jest zdrada. Kochałem ją, ale od dwóch lat jestem sam i muszę żyć dalej, choćby dla dzieci. Z początku było potwornie, żałowałem, że to nie ja zginąłem na tym przejściu, ale potem… Ty się pojawiałaś i robiło się jaśniej. Do tego stopnia, że gdy wychodziłaś, chciałem cię zatrzymać, prosić, byś została na dłużej. Bo gdy cię nie ma, coraz bardziej mi ciebie brakuje…
– O Boże… – szepnęłam, zasłaniając oczy dłonią. Jak on mógł mówić mi coś takiego, kiedy ja…?
– Przepraszam. Jestem idiotą, nie powinienem tego mówić. Nigdy więcej…
Opuściłam dłoń i spojrzałam na niego
– O Boże – powtórzyłam – bo od trzech tygodni próbuję o tobie nie myśleć, nie wyobrażać nas sobie, jak by to było – przyznałam głośno. Skoro on zdobył się na szczerość, ja też powinnam. – Jestem okropną przyjaciółką! Jak mogę cię pragnąć, skoro… – głos mi się załamał.
– Karolina… – szepnął i usiadł bliżej, delikatnie biorąc mnie za rękę.
– Nie wiem, czy…
Umysł się opierał, ale ciało nie. Gdy przyciągnął mnie i mocno przytulił, odwzajemniłam uścisk. Nie obejmował mnie jak przyjaciółki, na przywitanie czy pożegnanie. Czułam tę różnicę i drżałam, wtulona w niego, nadal nie mając pewności, czy dobrze robimy. Czułam ciepło jego ciała, czułam jego zapach. Uniosłam głowę i poczułam też jego usta na swoich…
Długo trzymaliśmy nasz związek w tajemnicy, bojąc się, jak zareagują dzieci, jego rodzice, a przede wszystkim rodzice Anity. Czy nie będą mieć pretensji o to, że próbuję ukraść Anicie rodzinę? Czy nie zarzucą mi, że przyjaźniłam się z nią tylko po to, żeby kiedyś skorzystać z okazji i uwieść jej męża? Usłyszałam już taki tekst od sąsiadki Dawida.
– No, no, ładnie, taka z pani dobra przyjaciółka, że wdowcowi od razu do łóżka wskoczyła. Pewnie po to, żeby w nocy nie marzł – złośliwe, wścibskie babsko specjalnie wyszło na klatkę schodową, by mnie uraczyć tym oskarżeniem. A potem, nie czekając na ripostę, schowała się za drzwiami swojego mieszkania.
Było mi przykro i przez kilka dni ciągle słyszałam w głowie jej paskudne słowa. W końcu Dawid wyciągnął ze mnie, czym się gryzę.
– Koniec ukrywania się – oznajmił. – Im dłużej robimy z tego tajemnicę, tym gorzej to wygląda. Nie nasza wina, że tamten pirat nie zatrzymał się przed przejściem. Nie nasza wina, że Anita zmarła. Obydwoje ją kochaliśmy i właśnie ta miłość nas do siebie zbliżyła. Nikt nie ma prawa mieć do mnie pretensji o to, że dwa lata po jej pogrzebie chcę ułożyć sobie życie. W imię czego mam skazywać siebie na samotność? Owszem, znaliśmy się wcześniej, ale to chyba nie zbrodnia. Dość ukrywania się z obawy, co powiedzą. Będą gadać tak czy siak, a ja chcę mieć argument, by zamknąć im usta.
– Jaki?
– Że obrażają kobietę, którą kocham i z którą chcę być.
Popłakałam się, widząc w jego oczach to, co zawsze chciałam ujrzeć w oczach mężczyzny. I już wiedziałam, że nie zrezygnuję z tego uczucia. Było silne i prawdziwe. Najpierw powiedzieliśmy dzieciom. Anielka rozumiała najwięcej i pewnie dlatego miała najwięcej wątpliwości, które staraliśmy się wyjaśniać. Chcieliśmy ich zgody i akceptacji, skoro planowaliśmy razem zamieszkać.
Moi rodzice nie kryli zdziwienia, gdy pojawiłam się na niedzielnym obiedzie i przedstawiłam im mojego faceta, którego już doskonale znali. Było nieco niezręcznie, ale szybko oswoili się z myślą, że związałam się z wdowcem, który ma trójkę dzieci. Fakt, że znali te dzieci od małego, ułatwiał sprawę.
Budowaliśmy więc wspólnie nową rodzinę
– Wygląda na to, że zostanę potrójną babcią za jednym zamachem – szepnęła moja mama, tuląc do siebie Stasia, który wdrapał się jej na kolana i pokazywał zabawkę z jajka niespodzianki. – A oni będą rozpieszczani przez trzy pary dziadków…
Rodzice Anity kochali swoje wnuki i lubili zięcia, więc mieli na względzie przede wszystkim ich dobro. Cieszyli się, że dzieciom będzie matkował ktoś, kogo już znały i kochały, a Dawid nie skończy jako zgorzkniały, samotny wdowiec, wciąż od nowa przeżywający tragedię, która się wydarzyła.
Dawid powoli wyzbywał się lęku, że znowu straci kogoś, kogo kocha. Ja stopniowo wchodziłam w istniejące układ. Nie zastąpię dzieciom Anity, zawsze będzie ich mamą, ale zadbam, by o niej nie zapomniały. Chcę się nimi opiekować, towarzyszyć im w dorastaniu, być na wyciągnięcie ręki, gdy będę mnie potrzebowały, chcę im opowiadać o Anicie, by dzięki temu ich mama wciąż była żywa.
Już mnie nie obchodzi, czy nasz związek jest stosowny czy niewłaściwy. Nikogo nie krzywdzimy naszym uczuciem, przeciwnie. Zamiast je zwalczać, postanowiliśmy je chronić i pielęgnować. Oboje wiemy, jak łatwo można stracić szczęście. Gdy zatem los daje drugą szansę, trzeba z niej skorzystać. Anita jako pierwsza by mi to poradziła, bo była złotą kobietą.