Mam koleżankę, która nagle zniknęła z życia rodzinnego. Ma na imię Helena i z małżonkiem ma dwóch synów: starszy ma 14, młodszy 12 lat. Kiedyś byli jak klasyczny obrazek szczęśliwej rodziny: ojciec ciężko pracował na ich utrzymanie, chłopcy chodzili do szkoły. Często jeździli na działkę na rodzinne pikniki. Synowie pomagali ojcu w ogrodzie i w domu. Ale jakiś czas temu zaczęłam zauważać, że kolega zabiera chłopców na działkę, a Helena zostaje w mieście. Później Helena zdecydowała się odejść. Jej mąż sądził, że to chwilowe, że żona dojdzie do siebie i wróci.
Ale to, co zrobiła Helena, jest po prostu niewiarygodne. Wykorzystała oszczędności ze wspólnego funduszu, kupiła małą kawalerkę i zaczęła nowe życie ze swoim młodym partnerem. Mało tego, złożyła pozew o rozwód i przestała utrzymywać kontakt z synami.
Teraz jej były mąż opiekuje się nimi, a oni nie chcą mieć nic wspólnego z matką, która porzuciła ich w taki okropny sposób. Okazało sie, że Helena jest w ciąży i oczekuje dziecka od nowego partnera. Całkowicie zapomniała o swojej pierwszej rodzinie. Minęło pół roku od kiedy widziała swoich synów.
I wtedy zdecydował się zainterweniować jej były mąż. Próbował przekonać Helenę, że synowie nadal są jej dziećmi i że chłopcy przeżywają trudny okres.
Byłoby lepiej, gdyby spotykała się z nimi co jakiś czas. Udało jej się nawet zorganizować kilka takich spotkań. Ale kiedy jej nowa teściowa dowiedziała się, że synowa nadal utrzymuje kontakt ze swoją byłą rodziną, zadzwoniła do starszego syna Heleny i poprosiła, aby przestał spotykać się i nie wtrącał się w prywatne życie matki.
Oczywiście obaj synowie odmówili dalszych spotkań. A matka? W ogóle tym się nie przejęła, nawet było jej to na rękę.