Moja córka to bardzo bystre i zdolne dziecko. Sam w jej wieku byłem urwisem, więc zwykle żartuję, że charakter odziedziczyła po mamie. Moja żona od dwunastu lat nie pracuje. Po urlopie macierzyńskim stwierdziła, że musi odpocząć i dojść do siebie, a później mijały kolejne miesiące, aż temat pracy całkowicie zapadł się pod ziemię.
Doceniam jej wkład w dom, bo codziennie gotuje i sprząta. To dużo obowiązków, sam przekonałem się o tym, kiedy zostałem wiele lat temu z naszą córką sam w domu – tonąłem w stercie brudnych ubrań i naczyń w zlewie.
Chciałbym, by żona znalazła sobie jakieś zajęcie, nie dlatego, by przynosiła do domu pieniądze, ale by miała jakieś życie poza obowiązkami domowymi. Zarabiam wystarczająco dużo, więc o finanse na szczęście nie musimy się martwić.
Staram się dawać córce, co tylko mogę, ale ze zdrowym rozsądkiem. Żona najchętniej kupiłaby dla niej cały sklep z zabawkami, ale ja zawsze powtarzam, że może sobie wybrać jedną zabawkę i to wszystko. Uważam, że już od najmłodszych lat trzeba uczyć dzieci szacunku do pieniędzy.
Kilka dni temu córka pochwaliła mi się własnoręcznie robionymi bransoletkami. Nie spodziewałem się, że potrafi robić takie błyskotki! Wtedy wpadłem na pomysł i powiedziałem, że może zrobić takich więcej, a ja zabiorę do pracy i sprzedam je znajomym. Pieniądze, które zarobi, będzie mogła przeznaczyć na wakacyjną kolonię organizowaną przez szkołę.
Nawet nie uwierzycie, jak się tym zafascynowała! Od razu pobiegła do pokoju i zaczęła tworzyć swoje dzieła.
A żona? Jak tylko się dowiedziała, wpadła w szał. Krzyczała, że wykorzystuję małą córeczkę i niszczę jej dzieciństwo. A jeśli nie podoba mi się utrzymywanie dziecka, to mam pakować walizki.
Nie spodziewałem się, że jest zdolna do takiego zachowania. Przecież nie chciałem źle, a to ważna lekcja na córki na przyszłość.