Mój mąż i ja mamy po 53 lata i nadal nie mamy własnego mieszkania. Mamy jednego syna, Olek ma 26 lat, wszyscy mieszkamy razem w jednym pokoju. Mamy trzypokojowe mieszkanie, ale nadal mieszkają z nami rodzice mojego męża i jego siostra z rodziną.
Od pierwszego dnia mieliśmy nieporozumienia z teściową. Jego siostra chodziła w tym czasie do szkoły, ale nie rozmawiała z nami tak samo, jak jej rodzice. Proponowaliśmy sprzedaż mieszkania i kupno oddzielnych, ale żaden z nich się nie zgodził, podawane powody były różne. Zarówno to, że to ich mieszkanie, jak i to, że za te pieniądze, nie byliby w stanie kupić kawalerki bez dopłaty.
W ten sposób wszyscy żyjemy razem do dziś. Nie spodziewam się, że w pewnym momencie to się zmieni, do wszystkiego już się przyzwyczaiłam. Olek spotykał się z dziewczyną, ale po roku rozstali się, bo nie mógł jej nawet zaprosić do domu. Zorientowała się, że coś jest nie tak i po prostu przestała z nim rozmawiać.
Teraz ma dziewczynę, Iwonkę, jest z innego miasta, ale studiuje tutaj. Rodzice kupili jej mieszkanie, gdy była na drugim roku studiów, nie wie jeszcze, gdzie mieszka nasz syn.
Teraz nadszedł czas, abyśmy poznali jej rodziców i pojawiło się pytanie, jak ich zaprosić mieszkając w takich warunkach? Nie dość, że mamy złe relacje z rodzicami, to przez cały czas, kiedy z nimi mieszkamy, ani razu nie było remontu, każdy myśli, że to go nie dotyczy.
Moja koleżanka mieszka sama w dwupokojowym mieszkaniu i zaproponowała, że spotkanie z przyszłymi swatami może odbyć się u niej. Jednak jak odbiorą to normalni ludzie i co pomyślą o nas? W związku z tym zdecydowaliśmy, że zaprosimy ich do naszego mieszkania, niech się dzieje co chce, trudno. Nie będziemy mogli się przed nimi cały czas ukrywać, prawda i tak wyjdzie na jaw. Niech wszyscy wiedzą jak mieszkamy od samego początku.
Kiedy rodzice Iwonki po raz pierwszy przekroczyli próg naszego mieszkania, nie mogli ukryć rozczarowania. Usiedliśmy przy stole i ojciec dziewczyny od razu powiedział, że nie odda swojej córki osobie, która nie ma gdzie mieszkać. Powiedziałam, że jeśli będą mieszkać w mieszkaniu synowej, to pomożemy im finansowo, ale on powiedział, że jego córka nie potrzebuje żadnej jałmużny i na tym by się skończyło.
Poszłam do kuchni, a matka Iwonki wstała od stołu i przyszła do mnie porozmawiać. Natychmiast mnie uspokoiła i powiedziała, żebym nie zwracała uwagi na to, co mówi jej mąż. Nasze dzieci kochają się nawzajem i to jest najważniejsze.
Maria powiedziała mi, że ich sytuacja była bardzo podobna, więc 10 lat temu odważyła się wyjechać do Włoch, aby tam pracować. To ona kupiła mieszkanie dla córki, jej mąż nie miał z tym nic wspólnego.
Moja przyszła swatowa zapytała mnie, czy nie chcę z nią pojechać, planuje wrócić za miesiąc, może znajdę pracę gdzieś obok niej. Pracuje w Rzymie, opiekuje się starszą kobietą, dla mnie znajdzie się taka sama praca.
Teraz myślę, że może rzeczywiście powinnam pojechać, spróbować coś zmienić, aby mój syn nie był zakładnikiem tych kilku metrów kwadratowych. Prawdopodobnie wyjadę, a kiedy, jak nie teraz?